Hej hej! Witamy wszystkich po Świętach i przepraszamy za milczenie.
Tydzień mam mocno nieciekawy zawodowo, więc z góry sorki jeśli zabrzmię mało entuzjastycznie.
(Gosia_bs) - muszę odszukać Wasz wątek, bo jakoś przestałam dostawać niektóre powiadomienia mimo że odwiedzam wątki rzetelnie. Strasznie się cieszę, że maluchy są już w domu!
Byłam "wyjechana" na Święta, bo musiałam, Tośka była u znajomych, raptem 5 dni. I to starczyło, żeby grzyb się odnowił, i to ostro. Był wcześniej na szyi, a tu nagle jedno uszko od przodu i drugie od tyłu. Odkąd wróciła ani razu się nie drapnęła, więc to i fakt, że znajomi mówili, że bardzo wyciszona była nie jest dla mnie radosnym faktem, bo choć był to ostatni planowy wyjazd, to jednak miałam nadzieję wyjechać na miesiąc-dwa latem, a teraz klops. Muszę teraz bardzo przemyśleć wszelkie plany, jedno jest pewne, że wszystko zostanie rozplanowane pod kątem tego, żeby Tośce dobrze było. Aż dwie panie wetki dziś się naradzały i stwierdziły, że powrót grzyba, to najwyraźniej stres. No i znowu miesiąc tabletek i luźnych, bardzo śmierdzących pseudo-kupali. Nieszczęśliwa jestem. I tyle. I w nastroju marudliwym.
W Poznaniu u rodziny są dwie kotki półwychodzące. Jedna jest wielkim namolnym pieszczochem, druga nakolankową eks-dziczką. I tak na te kotki się przez te parę dni napatrzyłam, poobserwowałam, a później moją Tośkę i nagle w jej patrzałkach zobaczyłam przeżycia, wewnętrzne przybicie i ogólnie biedną kotkę po wydarzeniach. Ona jest naprawdę "za" spokojna, no i nadal unika kontaktu. Sama nie podejdzie, wyciągniętej ręki unika, nadal jest taka trochę "dajcie mi spokój, ja tu mam swoje kąciki i schowki, potrzebuję spokoju".
Po 7 tygodniach różnica jest o tyle, że dopieszczona nie schodzi z kolan i zasypia, ale trzeba ją drapaniem w ulubione miejsca najpierw przekonać, że pieszczoty są fajne, bo zawsze chce najpierw zejść. Potem mruczy i udeptuje.
No i fajnie już się sama bawi.
I tak to sobie przemyślałam, że Tośka jeszcze dużo czasu potrzebuje, żeby dojść do siebie i uwierzyć... Jakżebym chciała zobaczyć wreszcie szczęśliwą, barankującą kocię... Ona ma nadal takie niespokojne oczka...
Rozmawiałam też dziś z wetką o odj...czeniu Happinka, ale muszę to dobrze w główce sobie przemyśleć. Są co najmniej dwa powody, dla których dobrze byłoby to zrobić, z drugiej strony chcę jednak poczekać i zobaczyć, czy miłosne zapędy do Tośki po wiośnie się uspokoją i czy nieprzyjazne zamiary względem psich kolegów na spacerach da się wytemperować innymi metodami niż chirurgia.
Oj, kiedy ten Tosinek dojdzie w końcu do siebie...
(ostrzegałam, że będę marudzić)
(i naprawdę bardzo dziękujemy Wam za regularne odwiedziny!!)