Tak cięzko oddychała cały dzień dziś. Bałam się, że powtórzy się to co z Leonkiem, który całą noc umierał w męczaniach, miał ślinotok, bo się czymś zatruł. A wet nie mogl przyjsc, bo musiał się wyspać. I tak siedziałam obok Leoonka na schodach cał ą noc. Obiecałam sobie wtedy, że juz to sie nie powtórzy.
Kozuśi już nie ma



Po 5 minutach podjęłam decyzję i teraz beczę... Bo przedwczoraj była taka żywa, taka radosna, w wolierze i na smyczy na spacerku chciała jeszcze i jeszcze spacerować.
Rozuum mówi mi, że podjęłam słuszną decyzję. Ona miała chłoniaka sporego w klatce piersiowej, nie można g było zoperować. a chemia powoli ją zabijała.
Pochowałam ją owiniętą w pachnący kocyk mojej mamy, do kartonu, dosłownie pare chwil temu wróciłam z ogrodu - pochowałam ją pod orzechem włoskim, który ma dla mnie ogromną wartość.
Życie bywa czasem okrutne
