To jest tak że ja go nie znam. U moich zwqerząt zachowuję zdrowy rozsądek. Jak miałam dwie niufki to szalały jak wariatki po placu goniąc się i skacząc na siebie. Wielokrotnie słonice nie wyranbiały na zakrętach próbujac przestawic dom. I zdarzały sie oczywiscie kontuzje. Gdybym z każdą leciała do weta to byłabym tam co tydzień

Wiedziałam kiedy trzeba. Bez paniki. I wiedziałam jak coś sie działo złego naprawde z moim zwierzakiem. Bo go znałam.
Tuptusia poznaję dopiero. 3 tyg. i 3 dni to za mało. Musi przynajmniej pół roku upłynać choć i tak to mało. Dlatego moje reakcje są być może niewspółmierne do sytuacji. Dla mnie nieznany wróg jest straszniejszy od tego znanego.
Tuptuś teraz śpi a ja biegną z dziewczynami na psacerek

EDIT:
Muszę jeszcze napisać że Tuptus zastrajkował z jedzeniem udka. Kolejny dzień to samo. Tzn jadł, ale bez smaku. Powodowana panikarstwem pobiegłam do sklepu i udało mi się dorwać jeszcze wątróbkę. Kupiłam też puszkę. Część ugotowałam Tuptusiowi a część sobie usmażyłam na kolacje. No i Tuptuliński wciał na raz 5 wątróbek

I już nie mam paniki. Apetyt w normie
Po jednym spacerku z burkami. Podlewam ogród i zmykam na kolejny. Tuptus niech sie po obżarstwie przespi
