mamaleona pisze: Tym bardziej to przeżywałam, że wszystkim którym o tym opowiadałam bardziej moja reakcja śmieszyła niż mi współczuli (...ich zdaniem - przecież to tylko kot...)
No to witaj wśród swoich - tutaj, na forum miłośników kotów - nikt się z Ciebie śmiał nie będzie...
A tak poza tym.
Nie obawiam się o zdrowie Josia, chociaż nikt nie może dać 100% gwarancji, że coś się nie wydarzy.
Joś miał robioną morfologię i biochemię - profil nerkowy i wątrobowy. Wyniki ma bardzo dobre (do wglądu na życzenie). Poza ty miał robione testy Felv/Fiv (białaczka i koci aids) i również wyszły ujemne (dodatnie oznaczają, że kot jest nosicielem wirusa). No i w związku z tym pytanie - czy Leoś miał robione testy na białaczkę? Bo jesli miał kontakt z kotem (Romusiem
Jeśli chodzi o wizyty u weta - Joś jest bardzo łagodnym kotem (czasem tylko jak sobie akurat nie życzy miętolenia, to bije łapą, ale delikatnie, bez pazurów albo tak śmiesznie miałczy, cienkim głosikiem: zoostaw mnie, chcę spać teraz). U weterynarza zachowywał się bardzo spokojnie, ale kulił się i raz nawet zeskoczył ze stołu i schował się za szafkę. Ale bez problemu dał się wyciągnąć i dał zajrzeć, gdzie trzeba było zajrzeć
Tak więc, jak pisałam, nie podejrzewam, żeby Joś nagle na coś zapadł. On nie ma nawet kociego kataru, chociaż kiedy przyszedł do nas ze schroniska, to miał trochę gila pod nosem...
Jedynie co u Josia, to to, że miał usuwanych kilka zębów z powodu zapalenia dziąseł. Po powrocie z tamtego domu, zauważyliśmy, że Joś wywala język, ślini się i strasznie mu cuchnie z pyszczka... Ale zostało to uregulowane: miał czyszczone zęby, kilka zostało usuniętych i stan zapalny minął. Już absolutnie nie cuchnie... Ale - kto wie, może jeszcze kiedyś coś będzie miał z tymi dziąsłami, bo bardzo, bardzo dużo kotów ma coś z dziąsłami. Nasze osobiste też mają stany zapalne. Narazie z tym nic nie robimy, ale jak przyjdzie moment, to trzeba będzie iść do weta.
Jeśli chodzi o stan psychiczny - obecnie jest bardzo dobry. Joś znacznie się już przed nami otworzył, jest coraz bardziej ufny, śpi z jedną albo drugą córką, koło głowy. Ale to może one by coiś napisały, bo on przebywa głównie z nimi, u nich w pokoju i czasami opowiadają mi o Josiu historie, że aż jestem zdziwiona, czy to na pewno Joś
Ja, przyznam się, może trochę histeryzuję z tym stanem psychicznym Josia, bo teraz już jest dobrze i wierzę, wiem, że jak już w nowym domku zaufa ( a to pewnie trochę potrwa), to Joś pokaże wszystkie swoje walory. Tylko właśnie - nie trzeba robić nic na siłę, jak chce siedzieć pod łóżkiem, niech siedzi, nawet i dwa tygodnie... Myśmy dużo do niego gadali, kładliśmy się na ziemię i gadaliśmy do wbitego w kąt Josia... A z czasem, Joś zaczął się wynurzać z czeluści... Aż pokazał nam się w pełnej krasie pewnego dnia, i tak już zostało. Jest w stosunku do nas coraz bardziejj ufny. I w ogóle bywa śmieszny. Ma maniery arystokratyczne. Jest bardzo skoczny, skacze bardzo wysoko, ale robi to w bardzo elegancki sposób, bezszelsestny (np. z podłogi na szafkę). Zdarzyło mu się na początku zrzucić kilka przedmiotów, ale generalnie jest ostrożny.
Nie obawiam się o stan zdrowia Josia - tylko opiekun musi być mądry i cierpliwy. Nie można go zmuszać do niczego - żeby np koniecznie przyszedł na kolana albo wyszedł z dziury. Wszystko musi się dziać w swoim czasie. On potrzebuje czasu, żeby zaufać - ale jak zaufa, to będzie wspaniałym towarzyszem. Mogą też na początku wystąpić problemy z akceptacją Leona (lub na odwrót) - u nas przez pierwszy miesiąc Joś bał się naszych kotów. Zakolegowanie następowało etapami poprzez stopniowe zmniejszanie dystansu ( co jakiś czas siadywał o metr bliżej jakiegoś kota). Zaatakowany (choćby w zabawie) może zareagować ucieczką albo łapopczynami ( a potem dopiero ucieczka). Ale obecnie całkiem już nieźle sobie radzi w kontaktach. Proszę pamiętać, że Joś przez dwa lata był sam, a byli opiekunowie twierdzili, że on nie zaakceptuje raczej innych kotów (na podstawie krótkich wizyt kota znajomej - Joś buczał i chował się).
Także tu dla mnie z kolei jest moment niepokoju - zdarza się, że opiekun nie mający doświadczenia z kotami, jest przerażony, kiedy kot-rezydent nie może się dogadać z nowym. I często rezygnuje już po kilku dniach, oddaje "nowego", bo koty nie mogły się dogadać, a rezydentowi dzieje się krzywda i nie chce jeść. Kociarze jednak wiedzą, znają kocie sztuczki... Owszem, zdarzają się nieudane dokocenia, ale w większości przypadków czas, cierpliwość opiekunów robią swoje...
No i niestety te okna... Co prawda Joś nie interesuje się oknami w ogóle, ale jednak jest obawa, że wyskoczy za muchą na przykład, a much go baaardzo intrygują.... Albo za ptakiem...



.
). 



