Jam myślała, że nikt nie czytuje...

No i zmęczonam jestem trochu tą całą sytuacją. Przede wszystkim psychicznie, choć i brak czasu mocno doskwiera....
W zasadzie jedynym objawem była ta cholerna gorączka. No i ta senność i ospałość...
A teraz jest dobrze!
Jeszcze dajemy antybiotyk, ale już tylko jeden, zamiast dwóch. I po odstawieniu jednego leku nic się na gorsze nie zmieniło, tylko stopniowa poprawa.
Żadnych zbijaczy temperatury już nie ma od dawna, ostatnia tolfedyna podana była 21 listopada
Apetycik niczego sobie. Kreska nabiera ciałka, a Ania wykorzystująca większe ilości żarełka w misce dla ozdrowieńca rośnie jak na drożdżach.
Gonitwy po całym domu, podskoki, wyskoki, łapanie niewidzialnych much, karuzela, zabawy każdym czymś, co jest dłuższe niż 3 cm: kabel od ładowarki, wiszący sznurek od pokrowca deski prasowalniczej, własny ogon, poruszający się palec wystający z kapcia....
Wczoraj wieczorem próbowałam ponadrabiać zaległości w sprawdzaniu prac pisemnych z ostatnich 3 tygodni. Nooooo, tak z kilka razy dwa pędzące koty wpadały mi na ten cały stos pieczołowicie ułożonych i posegregowanych prac

W rezultacie zaniosłam je do szkoły w wielkim worku, jak leciało. Spotkałam się z wyrozumiałością - wszystkie klasy są wtajemniczone w sytuację
Kreska czasem wpada w krótką drzemkę dla nabrania sił (najczęściej ruguje z miejsc do leżenia psa), a potem udaje latającego nietoperza.
Nareszcie sama mogę zaobserwować to legendarne zachowanie opisywane przez Pokera: "pies" na żarcie, prędka jak błyskawica, zdecydowanie żywsza niż Ania. NARESZCIE
