Kochani,
niestety wróciliśmy bez kiciusiów

. Sprawdzaliśmy gospodarstwa tam gdzie się dało. Zakamarków, stodół, szop niektórych z nich nie udało się niestety - gospodarze zlegli pijani w błękitnej poświacie tivi, a determinacji by wdzierać się w psie paszcze nam nie starczyło.
Ogłoszenie księdza na mszy dużo zrobiło - wiadomo jak autorytet coś powie to nawet zagubione kicie stają się dla wiernych ważne. Zainteresowanie i otwartość ludzi to całkiem nowa jakość, która jest naszym sojusznikiem w dalszych poszukiwaniach.
Wieczór zakończyła kolęda kociejwiary - pielgrzymowaliśmy przez kolejne obejścia rozdając ulotki i rozmawiając. Pocieszające jest to, że wiele osób nie pozostaje obojętnych na nasze zguby, a niektórzy nawet deklarują zaangażowanie ("Też mamy swoje zwierzęta i wiemy co to znaczy strata ukochanego pupila". "Szukaliśmy psa sąsiadki przez trzy dni i znalazł się w sąsiedniej wiosce").
Pozdrawiamy z coraz zimniejszego Dolnego Śląska.
Wierzymy, że Saskia i Kru zadekowały się gdzieś w cieple (a może nawet wkupiły się w łaski "rodziny zastępczej")
J&M