Psocia dzielnie wszystko znosi. Zadnego burczenia, miauczenia, zadnego skarzenia sie, ze cos ja boli, a na pewno boli i dyskomfort jest spory...
Dochodzi do siebie, choc powoli. Za jakie grzechy to male kociatko tyle w tak krotkim zyciu wycierpialo?!

Owszem, nalezy sie cieszyc, ze lapke wogole udalo sie uratowac, bo pamietam, jak Justa pisala krotko po tym jak kicia do niej trafila, ze wyglada to tak zle, ze nawet sie zastanawia, czy nie bedzie trzeba amputowac lapki. Psocia jest delikatna, wrazliwa, krucha, ale tez silna bardzo jak na takiego kociaka mlodego. Mysle, ze szybko dojdzie do siebie, a po narkozie to i czlowiek jest oglupialy nieraz kilka dni, wiec nie dziwmy sie kotu, ze sie ciezko wybudza. Mysle, ze wszystko bedzie dobrze, ze sie wszystko ladnie ulozy w jej zyciu. Jest przeciez bardzo wesola koteczka, pogodna, takie kochane zywe sreberko
