Zawiozłam dziś Puchasia na próbę do nowego domu. No, prawie do domu.... Zamieszkał w lecznicy jako towarzysz kota z takim samym niedowładem. Próbuje wyliczać wszystkie za i przeciw, ale nic konstruktywnego mi nie wychodzi( za to pochlipywanie wychodzi mi wręcz koncertowo

)
Przeciw: ( ale z kontargrumentem)
Kocha ludzi, a w lecznicy nie zawsze są/ Jak policzyłam, ile czasu spedza u nas z ludźmi, to wychodzi, że będzie częsciej widział ludzi, niz u mnie...
Spi w łózku/przez chwilę. Potem zeskakuje i albo śpi na podłodze, bo do łóżka wejść nie potrafi, albo schodzi po schodach na dół i spedza noc sam, bo reszta kotó śpi w łóżku i nawet jak zejdą, to potrafią wrócić na górę, a on nie
Lubi zwinąc się w kłębek na kolanach/ ma na to okazję jakieś 2 razy w tygodniu przez godzinę...
Kocha ogródek/ u mnie ma rzadko okazję w nim przebywać, bo nie ma mnie w domu. Tam tez jest ogródek dostępny dla kota.
Rezydent udawał, że Pusia nie widzi ( za to jak po powrocie do domu widzę go wszędzie...), więc nie wiadomo, czy zaprzyjaźnią sie na tyle, by adopcja doszła do skutku. Chociasz Puś, to bardzo towarzyski kot, więc może przełamie lody.
Nie muszę go oddawać teraz, ale przyjdzie moment ( jak znajdę porządną pracę), że nie będę mogła się nim opiekować, Pani weterynarz zaproponowa nawet, że mogę go oddać za pół roku, \jak znajdę pracę\, ale przecież chodzi również o to, by rezydent nie czuł się samotny i nie wiem, czy jest sens przedłużac pobyt Pusia w domu, skoro i tak kiedyś będzie musiał się przeprowadzić. Ni wiem czy dobrze zrobiłam i czy go nie abiorę. Jutro zadzwonię iu dowiem się czegoś więcej.