Przyjaźniła się bardzo z inną kotką (spały razem, wylizywały się), ale ta kotka nie złapała Felv, za to jest Fiv+
O, to zaskakujące i ciekawe, że mimo wirusa obniżonej odporności nie złapała akurat białaczki (znaczy zapewne ją zwalczyła, tak jak około 20/30% kotów, które miały kontakt z wirusem białaczki i świetnie, że układ odpornościowy może tego dokonać, nawet mimo FIV).
Twoja rezydentka z kolei nie była wtedy zaszczepiona?
Miałam na dt kotkę, która była Felv+, została adoptowana (ludzie zaszczepili swojego kotka), po paru latach powtórzyli test i okazał się słabo dodatni, a po pewnym czasie - ujemny.
Czyli bywa różnie.
Czyli z Twojego doświadczenia bywa, że ludzie normalnie adoptują koty FELV+ do kotów "zdrowych" i skutecznie stosują szczepienia? Znalazłam jeden artykuł fundacji Koteria teoretycznie zachęcający do takiej praktyki (
https://koteria.org.pl/problemy-zdrowotne/felv-fiv/), ale z drugiej strony historie tu na forum też są takie różne... Miałam wrażenie, że początek wątku białaczkowego był bardzo optymistyczny. Z biegiem lat jakby wyglądało to gorzej i że nie wiadomo na ile da się tego zarażenia uniknąć (ale może akurat utknęłam na czytaniu tych mniej optymistycznych kawałków

). Bardzo przeraziła mnie historia pewnej pani Bożeny, tutaj z forum, której koty po szczepieniu masowo pochorowały się na białaczkę

, z drugiej strony były to chyba koty generalnie chore i osłabione...
A w jakim wieku jest Twoja rezydentka? Może warto ją zaszczepić na wszelki wypadek? I czy zawsze była jedynaczką? Bo problemem może się okazać nie białaczka, a to, czy koty się wzajemnie zaakceptują.
Tak, na pewno myślę o szczepieniu, choć jednocześnie się go boję, po tej historii o kotach, które zaczęły po szczepionce umierać
Moja Kocia (rezydentka), ma 8 lat, ogólnie jest w dobrej kondycji, ale jest takim kotem czasami "wrażliwym" - tzn. jest wybredna na jedzenie, po niektórych karmach wymiotuje i raz do roku choruje na jakieś sezonowe wirusy, ale nigdy nie chorowała przewlekle i normalne interwencje u weterynarza zawsze przynosiły efekt. Aktualnie jest kotem wychodzącym, choć tylko na taki najbliższy, ogrodzony teren, ale że to osiedle domkowe, to kręci się dużo różnych, półdzikich kotów, ja często je dokarmiam, a moja kotka jest bardzo towarzyska i chętnie korzysta wtedy z okazji, żeby się z nimi bawić. Także na bank miała już styczność z różnymi patogenami, z którymi jakoś sobie radziła... Zresztą kilka lat mieszkała też kocurem - takim typowym lubującym się bójkach, który ciągle jakieś katary łapał. Z tego względu zamierzam też właśnie możliwe dobrze przetestować ją na FELV, bo nie zdawałam sobie sprawy, że teoretycznie mogłaby się w środowisku zarazić. Choć myślę, że skoro ona jest wysterylizowana, nie jest agresywna, nie bije się i jedyne jej kontakty, to że się z innym kotem powącha i zachęca do zabawy, to jednak przy jednorazowych i krótkich kontaktach transmisja nie jest mocno prawdopodobna (ale wciąż możliwa, więc muszę to koniecznie sprawdzić, nie wiem tylko, czy w naszej lecznicy da się zrobić biopsję szpiku i mocno zastanawiam się, czy PCR z krwi będzie jednak wystraczający, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa późniejszego przyjęcia szczepionki).
Przepraszam, za przydługą wypowiedź, ale jest tyle zmiennych, które próbuję uchwycić i głowa mi pęka od wielodniowej już analizy
