Witajcie w ten niedzielny dzionek!
Tyciuteńkiego postępu ciąg dalszy:
Po pierwsze - najważniejsze - kocham Pelcię!!!
(TŻ się strasznie wścieka jak mówię tak do kotów, dam mu jeszcze trochę czasu a za każdy taki sprzeciw będzie mnie przepraszał
)Ciapnęłam w nocy
(oj, przestawiłam się z tym spaniem, choć dzisiaj wstałam o 10) Pelasię, owszem była spięta, ale... ONA MRUCZAŁA

, świadek - TŻ. Popłakałam się oczywiście...
Mam wrażenie, że ona boi się faceta, może jej śp. Pani była samotna i kota nie poznała tego niezdefiniowanego gatunku... Już tak bosko wyluzowała na kolanach, Marcin wstał - panna zwiała. Nie wiem co później robiła, bo poszliśmy spać.
Rano, znowu wtulała się w szafę. Po jakimś czasie wzięłam ją, ale najpierw jej przypomniałam, jaka jest piękna

tym razem nie mruczała. Na kolana wkomponowała się też Gwiazdka, wąchała skutecznie i jakby chciała jej ucho umyć (jest w tym najlepsza!) ale TŻ wyszedł z łazienki - panna na dół. Dałam jej spokój ale po pewnym czasie musiałam zejść , bo telefon się rozdarł. Przestraszyła mnie uciekając zza fotela. Poleciała na górę, schowała się za niby-kufrem...
Czekam dzielnie, co będzie dalej. Minęła krótka chwila i co ja widzę??? Wszystkie koty obwąchują jej miejscówkę, za wiadomą szafą i wyjadają jej żarełko, no ale nie będę przecież gonić futer od miski...
Pelasia wyszła, spojrzała na mnie podejrzliwie ale spokojnie obeszła kilka kącików, kotów nie boi się na 100%! Zeszła po schodach...
Później zobaczyłam ją za kabiną prysznicową (to zdecydowanie rozsądniejsza miejscówka, zapewne dużo wygodniejsza) i zaczęłam babską pogawędkę z Pelaśką. Wiecie co??? Ona mi odpowiadała, normalnie do mnie gadała i mrużyła te swoje cudowne oczęta. Peściak się zainteresował panną, więc jej wytłumaczyłam, że on się mnie nie boi i słusznie, bo sam przychodzi po głaski. Mam nadzieję, że zrozumiała moje przesłanie
