Nie ma to jak początek tygodnia...
Rano zadzwoniła Jania - w sobote do jej sąsiadki ktoś przyniósł kociaka bez oczu. Sąsiadka pewnie nie pomyślała - postawiła go w pudełku na balkonie.
Kociak spadł z 1 piętra...
Dziś wymiotował, nie kontrolował odruchów.
Odszedł...
Smutno
Kotka ponoć przyniosły dziewczynki, które kiedyś wypominały Jani, że sterylizowanie kotek to zbrodnia

A ja w takich sytuacjach najchętniej własnoręcznie wysterylizowałabym całe miasto...
Zeby tylko takie sytuacje sie nie zdarzały...
Byłyśmy z Szałwią w lecznicy - jej maleństwa wyglądały dziś sporo lepiej. Burasek zachowywał się jak małpiatka a Jagusia pogryzła panią doktor

Jest mniejsza od dłoni a już jadowita
Po południu zawiozłam buraska do nowego domu. Sympatyczna młoda pani, duży kocurek rezydent, który z niesmakiem obwąchał przybysza.
Mały pojechał z prochami i kocim mleczkiem. Mam nadzieję, że pani sobie poradzi.
WIeczorem spotkałam się też z gościem na św. Rocha. Dokarmia tam wielce puchatego, młodego kocurka. Wczoraj zauważył, że kić kicha, spakował go do weta. Kić ma katar. Miałam plan, żeby zabrać go do kochanej Nakashy, ale kić miał nas w głębokim poważaniu...Gość ma próbować ponownie we środę - czwartek. Kotek fajny - jak norweski leśny z miodowymi oczami.
Ale widziałam też tam karmiącą kotkę (3 sutki wyssane

) i siostrę tego puchatka - wszystko trzeba będzie wyciąć wkrótce.
Przez to, że mamy kociaki kolejka się robi - są 2 kocicie Gruntowe u Jani (psychicznie nastawiam się na łapanie ich w tej piwnicy na czw) są 3 kocice na dziesięcinach (matki dzieciaków u Szałwii), te dzisiejsze kocice i pewnie całe stada kolejnych
