Z piekła rodem. Mam pięcioro dzieci!

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto maja 24, 2016 18:42 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią...

wspolczuje :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88346
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Wto maja 24, 2016 18:47 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Najdroższa! Nigdy nie będzie większej miłości niż Ty, ukochana koteńko.

To jest ten moment, gdy tak bardzo chciałabym wierzyć w boga/bogów, tęczowe mosty, transcendentne egzystencje, kosmiczne energie...

I serce mi się ściska, gdy pomyślę, że przez to, co teraz, będę przechodzić jeszcze trzy razy (w tym - z Małą pewnie najprędzej, bo też ma chore nerki, chociaż ma dopiero 6 lat). Trzeba mi było nigdy nie brać kota. W swej naiwności i swym optymizmie gdzieś tam wyczytałam, że koty żyją średnio dłużej niż psy, nawet 20 lat, i tyle zaplanowałam dla Neski.

Już nigdy więcej żadnego nowego kota. Za bardzo boli.
Ostatnio edytowano Wto maja 24, 2016 21:38 przez aniaposz, łącznie edytowano 1 raz

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Wto maja 24, 2016 19:09 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Przed chwilą wstałam z kanapy, mimowolnie zerknęłam na fotel, podświadomie oczekując, że ją tam znajdę. Nie było jej. A to się dopiero zaczyna...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Wto maja 24, 2016 19:27 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Jeżeli mogę wtrącić swoje przemyślenia, to natężenie rozpaczy po odejściu kota nie jest jednakowe za każdym razem, tak jak niejednakowe jest natężenie miłości. W tym roku miną 4 lata od śmierci mojej ukochanej Perełki. Przed nią i po niej były i są inne koty, kocham je, ale nie tak, nie tak....
Nie jesteś sama w smutku. Współczuję bardzo i pozdrawiam

Alija

 
Posty: 2206
Od: Czw maja 19, 2016 6:12
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto maja 24, 2016 20:12 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Jestem z Tobą.

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39531
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Wto maja 24, 2016 20:36 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Współczuję :(
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Wto maja 24, 2016 21:52 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Dziękuję Wam. dziewczyny. Nie wiem jak dam radę.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Wto maja 24, 2016 22:56 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Dasz, po prostu. Takie życie mówiąc prosto, ale prawdziwie.
Dobrze, że Nenia nie była jedynaczką. Te, które zostały Ci pomogą przeżyć ten najgorszy czas, tylko daj im szansę. Justyn tak mi powiedział po śmierci Puti - szczęście w nieszczęściu, że mamy jeszcze koty. I to prawda. A Puti była moją najukochańszą kotką, kotką jednego człowieka :( ale nie osierociła nas ze szczętem, zostały inne i te inne pomogły się nam uporać z jej odejściem.
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto maja 24, 2016 23:51 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Jakbym siebie czytała po śmierci Borysa. Tak myślałam, pisać nie mogłam.
Gdy już wiedziałam, że niewiele czasu przed nami- myślałam "jak ja będę żyć bez tego jedynego futra. Nie przeżyję tego, serce mi pęknie".
I pękło, na wiele kawałków, i nawet nie staram się go posklejać.
Pierwsze tygodnie żyłam tylko na zasadzie "nie myśleć, nie wspominać". Posprzątałam wszystko, co mi go przypominało, a raczej chciałam posprzątać, bo przecież ścian i domu nie zmienię. Ale zdjęć do dziś nie oglądam, a na samo wspomnienie łzy mam w oczach.
Została Niunia. Posiwiała jej mordka po odejściu Borysa, musiałam być dla niej.
Ciężkie to bardzo, ale dziś, po wielu miesiącach wiem, że gdybym jeszcze raz miała wybrać- to warto było. Te wspólne lata warte były wszystkiego. Każdy z nas chyba ma tego jednego, wyjątkowego kota. I to w sumie nasze szczęście, że był.

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39531
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Śro maja 25, 2016 0:10 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Olat pisze:Każdy z nas chyba ma tego jednego, wyjątkowego kota. I to w sumie nasze szczęście, że był.

Ale dlaczego tak krótko?! Dlaczego tylko 12 lat, gdy koty potrafią żyć 20?! Jestem wściekła na los, na bogów, na ślepy traf! Gdy czytam gdzieś tam o kotach 15-,16-letnich w dobrej formie, to zżera mnie zazdrość i złość. Oczywiście nie na te koty, tylko na kurewski los, który zabrał moją Nenię w wieku 12 lat, a to jest nic dla kota!!!

Mogłyśmy być razem szczęśliwe, mogłyśmy się przytulać i strzelać baranki jeszcze przez tyle, tyle lat!

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Śro maja 25, 2016 0:26 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Ano...
Moja Niunia skończy za miesiąc 15 lat.
Była starsza od Borysa i zawsze miała większe kłopoty zdrowotne.
Od zawsze byłam pewna, że zostanie mi Borys.
Los jest przewrotny.
I jestem temu losowi wdzięczna, że zostawił mi choć Niunię. Bo to ładny wiek dla kota, a ona jest w zaskakująco dobrej formie (tfu, odpukać). I z tego się cieszę.
Ale nie umiem się pogodzić z odejściem Borysa.
Owszem, po już ponad 1,5 roku do jego śmierci cenię i dziękuję życiu za to, że było nam dane się spotkać i 12 lat przeżyć razem. Wcześniej miałam myśli, że gdybym wcześniej wiedziała, jak to boli... że może wolałabym nigdy nie pokochać aż tak...
Wiem, że to źle zabrzmi, ale chyba każdy z nas, mający kilka kotów przez ileś lat, w momencie odchodzenia tego najważniejszego kota myślał sobie "każdy, byle nie ten" i dlaczego los trafia w najczulszy punkt.
Nie ma dobrej odpowiedzi. :(

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39531
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Śro maja 25, 2016 1:04 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Olat, bardzo bardzo bym chciała się pogodzić ze śmiercią Neski. I pewnie w końcu się pogodzę. Pewnie nie jestem inna niż cała reszta rodzaju ludzkiego, przeżywająca żałobę taką lub inną. Dziękuję Wam, że tu jesteście, że dzielicie się swoim doświadczeniem. To jest, tak jak pisałam, mój pierwszy kot, z którym się rozstaję. Pierwszy i najważniejszy. Strasznie mi źle. Strasznie pusto. Na poziomie racjonalnym rozumiem wszystko, a jednak umieram bez niej. W dodatku dziś jest o tyle łatwiej, że w alkoholowym znieczuleniu. Boję się jutrzejszej trzeźwości.

Chyba dlatego nie zasnę dziś. Boję się. Boję się przebudzenia i uświadomienia sobie rzeczywistości bez niej. Więc po prostu nie położę się spać.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Śro maja 25, 2016 7:54 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Aniu, dasz radę. Przytulam mocno...
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Śro maja 25, 2016 8:10 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Najdroższa moja! Tak strasznie tęsknię. Dziś wszystko jest po raz pierwszy bez Ciebie. Poduszka na balkonie, na której już nigdy Cię nie zobaczę obok Ramzesa. Nie będzie już dwóch czarnych ciałek obok siebie, śpiących w promieniach zachodzącego słońca. Nie wyjdę na balkon, żeby Cię cichutko zawołać "Bunia!", a Ty się nie przebudzisz ze snu ze zdziwionym "mrauu?". Nie rozcapierzysz pazurków, gdy będę Cię głaskać i całować. Nie zaczniesz mruczeć.

Jeszcze zeszłego lata, podczas tych morderczych upałów, wszystko było tak dobrze. Moczyłam Cię ręczniczkiem, a Ty uparcie za każdym razie metodycznie wylizywałaś sobie futerko. To będzie pierwsze lato bez Ciebie. I pierwsza jesień, moja ulubiona pora roku, bez Ciebie. Przyszłaś do mnie w maju 2004, odeszłaś w maju. Równo 12 lat byłyśmy razem. Wiem, że walczyłaś do końca, ja też walczyłam o Ciebie do końca. Gdyby miłość miała tę moc, o której śpiewają poeci, żyłabyś wiecznie.

Niech leje i wieje. Nie mogę znieść słońca i tej powszechnej radości.

---

Co jakiś czas mam ochotę wstać i iść do drugiego pokoju albo na balkon, żeby ją zobaczyć, dotknąć, sprawdzić jak się czuje...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Śro maja 25, 2016 16:01 Re: Z piekła rodem. 12 lat z moją Nenią... koniec.

Myślę sobie, że w tym wszystkim jest mi może nieco lżej niż byłoby w innych okolicznościach. Miałam czas, dużo czasu, by się na to jakoś przygotować. Nesca żyła z PNN ponad dwa lata, a ostatni kryzys ciągnął się od listopada. Z kolei ostatni miesiąc to zjazd po równi pochyłej i ona w gorszych momentach już właściwie nie była jakoś szczególnie obecna. Stopniowo wykruszały się jej zwyczaje, np, odkąd zaczęła słabnąć i chudnąć, już nie wskakiwała na wannę, gdy się kąpałam etc. Więc nastąpiło takie sukcesywne wygaszanie jej obecności w moim życiu, dzięki czemu teraz, gdy siedzę i piszę na komputerze, nie mam poczucia dojmującej i nagłej nieobecności. Jest właściwie tak jak bywało przez ostatni tydzień, ostatnie dni i godziny. To nie zmniejsza bólu, gdy sobie uświadomię, że NAPRAWDĘ jej nie ma, ale pozwala funkcjonować inaczej niż gdyby jej zabrakło w wyniku jakiegoś gwałtownego wydarzenia i gdyby zabrała ze sobą wszystko w jednej chwili...

No i opłakiwałam ją jeszcze za jej życia. :(

---

Nie mogę sobie wybaczyć tego półtora roku zmarnowanego na beznadziejną relację z idiotą, gdy nie było mnie często nocami w domu. Nie było mnie, gdy mogłam z nią spać, tulić się do niej, jeszcze zdrowej, słuchać jej mruczenia, trzymać jej łapki w swoich dłoniach. A ona, w te noce, gdy sypiałam w domu, tak po prostu wybaczała mi tę moją nieobecność. W tak oczywisty, bezdyskusyjny sposób. Nie było żadnych wymówek, żadnych fochów. Cieszyła się, że jestem. Korzystała, że śpię w domu i przychodziła tulić mi się do szyi. Gdy akurat głęboko spałam, budziła mnie, podbijając mi brodę swoją główką. I musiałam się obudzić, wyciągnąć lewe ramię, żeby ona mogła się na nim ułożyć i zanurzyć łepeczek w moich włosach. A ja ją wtedy całowałam w poduszeczki tylnych łapek i tak zasypiałyśmy razem. Przepraszam, najukochańsza, że byłam tak zaabsorbowana sobą i tym debilem, zamiast chłonąć każdą chwilę Twojej obecności i Twojej bezwarunkowej miłości. :( Straciłyśmy tyle czasu...

---

Ta opowieść o Tęczowym Moście zawsze mnie tak wzruszała. Że zwierzaki się bawią, biegają, cieszą życiem, ale wciąż tęsknią za Tym Swoim Jedynym Człowiekiem. I że gdy ten człowiek wreszcie do nich idzie, one nagle zastygają w zabawie, patrzą, ogonek im drży, a potem rozpoznają swojego człowieka i biegną do niego, tak szczęśliwe. Za każdym razem ryczałam. Wciąż ryczę. Chcę Cię kiedyś spotkać, moja ukochana! Tak ciężko mi żyć bez tej wiary.

Czy dotarłaś bezpiecznie, kochana,
po drabinie z bielutkich obłoków
do tęczowej, świetlistej bramy?
Uchylona, choć nie słychać twych kroków.

Wsuń łapeczkę w szparę – w tę niebieską,
teraz główkę; widzisz most? – piękny pewnie!
Nie bój się, podążaj jak ścieżką,
drugi brzeg to twój dom, choć beze mnie.

No a ja, chociaż serce mi pęka,
myślę tutaj o tobie z uśmiechem,
przecież wiem, kto na ciebie tam czeka.
Znam ich, wiedzą że idziesz. Już lepiej?

Bądź szczęśliwa w tęczowej krainie,
ja swą miłość ci czasem podeślę,
– zbieraj ją, gdy do ciebie dopłynie.
Ale czasem odwiedź, choć we śnie.

Czy można prosić o pory odwiedzić w Tęczowej Krainie? Choćby i raz na miesiąc. Niech będzie nawet choć raz na rok...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14653
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: alicat, Blue i 147 gości