Ewa, ja się jeszcze raz odezwę, chociaż mądrzejsi ode mnie już tyle powiedzieli. Ale w końcu na studiach miałam piątkę z fizjologii człowieka.
Bo mi się wydaje, tak najbardziej zdroworozsądkowo... że nie ma czego szukać. Szukać w sensie jakiejś supersiewki, która z jakichś powodów tak niszczy Brunonka, jakieś specjalnej choroby...
Według mnie, on ma po prostu wewnątrz taką ilość obcych, że organizm sobie nie radzi. Wiadomo, co mu jest. Tasiemczyca i zniszczone jelita. Na pewno objawy neurologiczne są jak najbardziej możliwe. Te wszystkie biegunki to efekt skatowanych jelit pewnie zaniku kosmków itp. Pewnie, że trzeba zdiagnować inne organy nieopodal, trzustkę, wątrobę... żeby wiedzieć, co trezba naprawiac i osłaniać. Zrobić posiew (nie tylko rozmaz) kału, żeby sprawdzić te kokcydia. Sprawdzić, czy nie lamblie. Ale ja myślę, że jeden solidny tasiemiec może dawać właśnie takie objawy.
I trzeba leczyć te objawy. Nabłonek jelitowy nie naprawi się w ciągu jednego dnia. Spytaj męża, ile to trwa w celiakii u dzieci. Siemie na pewno złagodzi. Coś trzymającego wodę. Jakieś kroplówki, żeby był nawodniony i nie głodny. A do brzusia tylko maksymalnie przyswajalne preparaty, bo wszystkie inne przy braku odpowiednich enzymów i tak głownie bedą powodować wzdęcia i biegunki. No i tak tępić tasiemce, żeby chemią nie zabić Brunonka.
Może trzeba spytać lekarza ludzkiego, jakie jest postępowanie przy zniszczonych jelitach.
Sie namądrzyłam. Sorry
