Panie i panowie...
proszę o uwagę...
Lis od kilku godzin jest w swoim domu
swoim własnym, tym który miał od drugiego miesiąca życia
z którego wyszedł i zaginął któregoś złego kwietniowego dnia, trzy miesiące temu
Posklejana z róznych wątków historia życia Liska wygląda mniej więcej tak: małego dwumiesięcznego rudzielca ponad rok temu adoptowali z łódzkiego schroniska fajni młodzi ludzie. Kota do domu zabrali, bardzo kochali, no ale i też wychodzić mu pozwalali...
Państwo mieszkają na parterze bloku w spokojnej okolicy, dużo zieleni, drzewa, krzaczki, spokój, inne wychodzące koty. Rudemu, gdy wychodził pospacerować koło bloku i poostrzyć pazurki na rosnącym pod oknem drzewie zakładali na szyję obróżkę z nr telefonu i nazwiskiem właściciela. Trwało to rok, kot szczęśliwy, bezpiecznie wracał do domu. W kwietniu, kilka dni przed planowaną kastracją kocio zniknął. Nie dowiemy się dziś co się stało - czy pobiegł za panną czy (co twierdzi jego Duży jest bardziej prawdopodobne) ktoś go zabrał. Domek szukał go jak umiał, jeździł do schroniska, przez kilka tygodni miał nadzieję... Potem uznał, że stracił go na zawsze
Dwa miesiące temu znalazły go dwie panie i zabrały do domu. Dokarmiały, opiekowały się. Niestety, kot zaczął chorować

Przyjeżdżały do schroniska na leczenie do schroniskowego weta, a w końcu uznały, że nie dają już rady i z początkiem lipca oddały go do schroniska. Tam go zobaczyłam, zakochałam się, załamałam nad nim ręce, zrobiłam migiem zdjęcia, migiem Gosia_bs i Mokkunia wstawiły mnóstwo ogłoszeń (dziękuję dziewczyny

) i...
I ogłoszenie zobaczył ktoś ze znajomych opiekunów Liska ("to chyba wasz kot, taki podobny"), domek jeszcze nie widząc ani ogłoszenia ani zdjęć, zadzwonił wczoraj do mnie, wypytał i dziś pognał w te pędy do schronu. Tam zobaczył wymizerowaną bidę, która niezbyt przypominała dorodnego kocura jakim Lisek był kiedyś i czym prędzej zabrał do domu. Kot będzie pod opieką weterynarza, pod najlepszą opieką, co do tego nie mam cienia wątpliwości. Domek jest naprawdę kochający... i jestem pewna, że już wszystko będzie dobrze...
Lisiu, ale nie łaź już nigdzie, co ?
A teraz ciotka Pisiokot idzie uronić łzę wzruszenia do drinka
Acha, a rudy mały trójłapkowiec na 95% pojedzie do Marek pod Warszawą do zakocionego i zapsionego domku Dogomaniaczki

Rozmowy w temacie trwają
