Panna Misia po przeglądzie i sanacji paszczy - była tak spanikowana, że bez sedacji nie dało się nawet utrzymać jej na stole (to jest jakieś 7 kilo kota - zapomniałam spytać, ile dokładnie). A żeby jej 2 razy nie fundować stresu ciągania do weta i powtórnej narkozy, to z marszu wylądowała pod skalpelem.
W paszczy zębów niewiele, ale za to kamieniem nadrabiała. A pod kamieniem paradontoza i połamane korzenie w dziąsłach.
O dziwo stanu zapalnego w zasadzie w paszczy prawie nie było.
Została odrobaczona i ma wyczyszczone ze świerzba uszy - w jednym uchu już ten świerzb zropiał
Wyniki krwi ma niezłe - nerkowe ładnie w normie, wątrobowe bardzo lekko podniesione (już dostaje ornipural), morfologia całkiem przyzwoita.
Cukier mocno podniesiony, ale to stres i narkoza zrobiły swoje - to jeszcze raczej nie jest cukrzycowy wynik (240).
Zresztą i tak na ten moment o jakiejkolwiek upierdliwej terapii można zapomnieć.
Testy ujemne, ufff...
Paskudnie się czułam fundując jej taką jazdę bez trzymanki, ale nie dało się z tym wszystkim czekać na wyciszenie kotka, bo to może niestety dłużej potrwać. Teraz już tylko święty spokój jej potrzebny. I wyrozumiały człowiek
