Dziś mieliśmy Klodzinka oddawać do DS i du.a.

domek się już dopominał, a on mega sraczkowaty i to tak naprawdę na 100%. Minuta po jedzeniu mokrym leciał do kuwety i lało się mu z tyłka. Po suchym kupa była ciut lepsza, ale do twardych dowodów jej daaaleko.
Wczoraj miał iść do weta na badanie krwi, bo te biegunki wyglądały mi trzustkowo (mam niestety doświadczenie w tym temacie).
Wet do 10:30, wstałam późno wyszłam z psem i jak wróciłam patrzę a J-C, który ,miał być na czczo opycha się chrupkami dla bezdomniaków z mojej torebki :/
Do weta poszliśmy tylko z Maciusiem na kontrolę. Ale J-C dostał gastrointestinal, zalecenie obserwacji i jeśli będzie ok. to na badanie krwi jest umówiony dopiero na piątek, bo zamykam kwartał i będę w robocie siedzieć do nocy
Ale pogadałam z kumplem wetem (b.dobrym) przez telefon i on mi mówi, że nawet jak morfo i biochemia wyjdą mu dobrze i się nie rozsmarka, to i tak odradza wydanie go bez szczepień, bo z jego niską odpornością jak mu jeszcze spadnie od stresu to znowu się rozłoży i nie daj Bóg jeszcze rezydentkę zarazi.
A znowuż szczepienie go u mnie to znowu ponad miesiąc czekania aż nabędzie odporności i domek w niepewności trzymany czy już. A jeśli sraczka się utrzyma to szczepienie też nie wiadomo kiedy.

I ten ponad miesiąc wypada nie wiadomo kiedy i czy w ogóle.
Ponadto mój M. nie chce J-C oddać za bardzo. Marudzi strasznie i takie dodatkowe czekanie to już na bank spowoduje, że nie będzie chciał go oddać. No i J-C od byle czego ma katar - wczoraj było ciepło siedział na balkonie, opalał się i ok. Wieczorem jak się ochłodziło wygoniłam z balkonu, ale on siedział przy uchylonym oknie jak dziki i dziś znowu smarki
