Agłaja^..^ pisze:Wieści od Moniki:
rano była na miejscu, ale nie było kotek, była ponownie wieczorem i tu zaczęły się schody.Pomimo że wiele sąsiadów jest za sterydami, to kotkami "opiekuje" się pewien karmiciel...który, razem ze swoją sąsiadką zamyka ciężarne kotki w piwnicy az się okocą i trzyma tam zamknietę z kociętami do ukonczenia przez nie 2 miesięcy.Potem kociaki są wypuszczane na podwórko, większość jest zagryzana przez psy...którym się uda przezyć będą do dalszego rozpłodu, bo kotów wg. Pana jest tam za mało.Pan jest z gatunku tych niereformowalnych, sterylki są wielkim złem, wg niego cytuję "gdyby kotkom służył taki zabieg to rodziłyby się już takie, a poza tym niech będzie jak najwięcej kotów bo szczury" Masakra
Obecnie w piwnicy jest zamknięta kotka z szescioma miesięcznymi kociętami.
Czy ma ktoś jakiś pomysł co zrobić, żeby pomóc tym kotom?
zacznę od tego, że zwracam honor okazjonalnej dokarmiaczce p. Małgorzacie, która rzeczywiście podawała nieco sprzeczne informacje, ale też sytuacja jest mocno zmienna. Mówiła co widziała, naprawdę się zaangażowała. Pani Małgosiu, czapki z głów
i od tego, że 14.08. wieczorem dzwoniłam do Aleby w sprawie klatki. Nie wiedziałam, do kogo się konkretnie odezwać jak byłam na forum. Od razu też wspominałyśmy obie z Anią, że rzadko mam dostęp do internetu i jestem pod telefonosmsem. Ale to na marginesie.
Ania prawie dokładnie przekazała to czego się dowiedzieliśmy - jeszcze raz dzięki!, dla porządku:
w czwartek (15.08.) byliśmy na Pawiej raz jeszcze, ok. 19. Spotkaliśmy wspomnianą pomocniczkę twierdzącą, że "bez karmiciela nic nie zdecyduje". Wykłócała się z nami, że od 50 lat są w tym miejscu koty, że kociaki biorą dobrzy ludzie (w rzeczywistości są rozszarpywane przez psy, co zdaniem rozmnażacza jest winą psów i ich właścicieli), a te w schroniskach jej nie interesują

. Mówiła, że kotka- nestorka rodu po ostatnim miocie miała problem z sutkiem zagrażający życiu, była leczona, ale nic ponad to. Kociaków w piwnicy (na końcu domu, od strony boiska) jest 5, szóstego baba ma u siebie.
Podała mój nr karmicielowi który od początku był do mnie negatywnie nastawiony, wręcz krzyczał, argumenty Ania podała - na koniec zakończył rozmowę pozorując utratę zasięgu. Stwierdził, że dopóki go nie ma - do 30 sierpnia- możemy coś próbować zdziałać. Nawet niekarmienie w celu umożliwienia łapanki byłoby jego zdaniem nadużyciem kociego zaufania, uważa, że skoro kotka 7 lat rodzi i żyje, nie ma problemu

I pomocniczka, i jeszcze 2 sąsiadki niezależnie od siebie wspominały, że kotka co najmniej raz rodziła u niego w mieszkaniu, po czym (ponoć mimo tabletek) zaszła znów w ciążę i tak została wypuszczona. Jej 2-letnia córka jest teraz także w ciąży i trudno ją złapać, po podwórku biegają także 1,5-roczne kocur i kotka z poprzednich miotów nestorki. Obecne kociaki ponoć są ogłoszone na fb.
Sąsiedzi mają pretensje do faceta - szczególnie jedna pani która także stara się dokarmiać, która jednak nie może wiele pomóc, gdyż ma problemy z poruszaniem się (to jedna z tych, których się przestraszyłam w środę, jak się okazało niesłusznie). Niechcący - ale wcale tego nie żałuję - ujawniłam miejsce przetrzymywania kotki z kociakami sąsiadom, dowiedziałam się też, gdzie mają uchylone okienko (na końcu tej części gdzie są wejścia do klatek schodowych, od strony ul. Anielewicza). Nikt niestety nie ma klucza do wspomnianej piwnicy, chyba rzeczywiście tylko facet i koleżanka.
Koty są karmione 2 razy dziennie, raz ok. 19 i raz pewnie rano.
Kolejna rozmnażalnia na którą przypadkowo trafiliśmy (konkretnie kot + kociak, ale założę się że to nie koniec) znajduje się na Anielewicza 35, w piwnicy od strony podwórka i bloku nr 37.
A co do "straży" - p. Małgosia tak się zdenerwowała, że postanowiła zgłosić sprawę gdzieś jeszcze, ale nie znam szczegółów. Być może chodzi o Straż dla Zwierząt.
Jak coś- znam telefon gościa i prawdopodobny nr mieszkania oraz nr mieszkania jednej z pań, które nas popierają. Nie wiem, czy interwencja w administracji bloku pomoże...
dalsze próby łapania chwilowo nie doszły do skutku z powodu obrażeń, jakich mój TŻ doznał (ze strony kotów) podczas pierwszej z nich. W zamian pojechaliśmy do lekarza
W razie potrzeby chętnie oprowadzimy, pokażemy, co i jak. Sami nie damy rady

no i od 21. do 30.08. jesteśmy poza zasięgiem, tylko pod tel.