tomaszdybicz pisze:Tak....
niestety dziś o 16:10 Elmuś przegrał walkę z białaczką. Zasnął mi na rękach i nigdy niestety się już nie obudzi. Na samą myśl, że nigdy nie wejdzie mi pod bluzkę, żeby się ogrzać, że nigdy już nie spojrzy na mnie tym swoim jednym oczkiem skręca mnie z bólu. Był wyjątkową istotą, która każdego dnia pokazywała, że jest szczęśliwy z tego co ma.... Łzy cisną się do oczu, że tak bezbronne, kochające stworzenie musi przechodzić takie świństwa jak białaczka w swoim i tak krótkim życiu. Trzymam kciuki za wasze pociechy i oby żadne z was nie musiało doświadczać tego co ja. Takie zdarzenie wewnętrznie zabija i człowiek nigdy nie jest już taki sam. Ja wiem, że nigdy nie będę taki sam....bo mojego przyjaciela już ze mną nie ma. Elmo kocham Cię i kochać Cię będę zawsze. Żegnaj przyjacielu!
Ja szykuję się już na odejście Kozusi. Pochowałam jej ulubione zabawki. Chciałam ją uśpić dziś, ale nie mam możliwości, bo jestem z wioski i nie stać mnie na taksówkę. Zobaczę jak jutro będzie się czuła, nic dziś nie zjadła, nic nie wypiła, schowała się w narożniku w salonie, w miejscu do którego zawsze uciekała, jak nie chciała, żebym podała jej lekarstwo, wiedziała, że tam jej nie dosięgnę. Chciałam jechać z nią dziś do mojej lecznicy, mama powiedziała, żebym zaczekała do poniedziałku. Teraz żałuję, od 20tej obdzwoniłam wielu wetów, ale żaden nie mógł przyjechać, a wielu nie odbierało telefonów.
Jeśli przeżyje do jutra, i nadal będzie się tak męczyć, to będę wydzwaniać z rana do wetów. Dziś jedna wetka powiedziała, że za późno żeby do mnie przyjechała - ok 20 km w jedną stronę i może przyjechać jutro. Koszt za uśpienie i dojazd 170 zł...
Moje pozostałe 3 koty czują, że coś się dzieje złego. Ten najstarszy Dudzi wskoczył mi na kolanach i głową ocierał mi łzy z policzków.
Mój ojciec zupełnie mnie nie rozumie, jak można płakać za kotem? To taka bryła bez uczuć.
Przytulam Cię mocno Tomku. Na szczęście czas sprawia, że się wyciszamy. Dobrze mieć jeszcze jakieś zwierzątko, można wtedy przelać na nie swoje uczucia.
Jestem wściekła na siebie, że byłam taka ślepa, tak ograniczona w swym myśleniu. Kozuś mi tak pokasływała od paru miesięcy, początkowo rzadko. A ja sobie tłumaczyłam, że ona ma kulki włosowe, i to dlatego, lub może jest zarobaczona. Dawałam jej malt soft. A to rak się rozwijał, zdradliwy, i przesunął jej tchawicę, co powodowało kasłanie. Gdybym mogła cofnąć czas... Teraz już wiem, że trzeba zwracać uwagę na każde nietypowe zachowanie kota. Dziś już wiem, że koty trzeba szczepić, i że jak się znajdzie zabrudzone zakatarzone kocię w piwnicy, to trzeba brać pod uwagę, że kotek może być bardzo chory.
To co ja zrobiłam w listopadzie 2011 roku było bardzo głupie, niedopuszczalne - przygarnęłam do domu z moimi już 3 kotami, piwniczną kotkę i jej dwie malutkie koteczki. Zupełnie nie myślałam wtedy, że te piwniczne koty mogą być chore na białaczkę i mogą mi pozarażać moje koty.
Teraz życie mi pokazało, że te choroby o których czytałam istnieją naprawdę.
Zarobię pieniądze, i zrobię ten test PCR ze krwi, i mam tylko nadzieję, że wszystkie trzy wyjdą ujemne. A potem zaszczepię całą trójkę na pp i koci katar.
Są ludzie, którzy od razu to wiedzą, że taka jest kolejność rzeczy, że koty trzeba szczepić, sterylizować. Ja przejęłam przekonania rodziców nt. kotów i wiele kotów straciło życie zanim zmieniłam swoje myślenie, i w związku z tym zachowanie.
Dobranoc.
Chcę dodać coś jeszcze, koty z białaczką, ale bez nowotworów mogą faktycznie pożyć jeszcze wiele lat. Mam za złe mojej wetce, że nie powiedziała mi brutalnie w twarz: z takim guzem nie możliwym do usunięcia zostało jej bardzo mało czasu. Tymczasem ona zapisała mnie na RTG na czerwiec... Żyłam nadzieją, że Kozuś do tego czasu nadal będzie żyła.