Milcz jak do mnie mówisz

. Przed chwila, pod klasztorem, widziałam czarną dziewunię, rączkową, mruczacą, polowała sobie. Chwała czemukolwiek, ze jak wracałam z ogrodu, to już jej nie było, bo nie wiem, co bym zrobiła

.
Pani z klasztornej restauracji mówi, że tu kotów sporo, ludzie podrzucają ale i zabierają no i kuchnia podkarmia. Zawsze to jakaś pociecha.
A już się cieszyłam, bo popołudniu w sąsiedztwie widziałam czarnego, tłustego, bezczelnego kastrata - zaczęło padać i chciał wrócić do domu, więc kazał mi zadzwonić. Niestey, nikogo nie było w domu i musiał czekać na ganku
