Wczoraj robiłam trzy podejścia, żeby coś napisać, ale po prostu się nie dało spuścić jej na minutę z oka.
Kicia została przywieziona w transporterku. Jak go otwarłam z góry to leżała na brzuszku z noskiem między łapkami. Z prawej strony pysia futerko było posklejane, Emi zsiusiała się też - bidulinka. Wytoczyła się jakoś z transporterka i na chwiejnych nóżynach, pełzając, zaczęła się poruszać w kierunku swoich kryjówek. Ponieważ obie są w kanapie musiałam je zakneblować ręcznikami. Jest za słaba, żeby ją można było spuszczać z oka. Potem leżała, zbierała się i pełzała dalej - tak na zmianę. W końcu położyłam ją sobie na kolankach i tak leżała spokojnie. W nocy zamknęłam ją w swoim pokoju razem z kuwetką. Emi jest bardzo dzielna, nawet w nocy mi mruczała. Trzymałam ją większość czasu na swoim brzuchu, bo to zdaje się ją uspokaja. Rano zrobiła siusiu do kuwetki. Dzisiaj jest już znacznie lepiej, ale dalej chodzi niepewnie, widać na oczkach trzecią powiekę. Daję ję porcjami ugotowanego kurczaka, wsuwa momentalnie. Powoli wraca do formy, ale muszę ją mieć stale na oku. Raną się nie interesuje. Ma tam założony plaster. W razie czego mam klosik - ale mam nadzieję, że nie będzie potrzebny. Cieszę się, że najgorsze już za nami. Moje kochane futerko. Wczoraj naprawdę to był koszmarny widok.
Dziękuję Wam za zainteresowanie i kciuki. Całuski
