Potwierdzam, dramat jest :/
Banshee jak zobaczyła, że głaszczemy Bruna (i chyba że bardziej naszym gościom opowiadamy o Brunie, a nie zachwycamy się nią), to zaczęła wykorzystać każdą możliwą okazję do spuszczenia Brunowi łomotu.
W stosunku do Frostie też jest bardziej agresywna, ale ta przynajmniej potrafi się jej odgryźć (dosłownie). Bruno natomiast, jak widzi zjeżoną Banshee, która zaczyna go trzaskać łapą jak zawodowy bokser, po prostu podwija ogonek pod siebie i ucieka. Jak już ucieknie, to Banshee sobie urządza polowanie: przyczaja się, obserwuje go, skrada się powolutku, a potem doskakuje i znowu łomot - niedobrze mi się robi jak o tym myślę. Ostatnio nie wytrzymałem i wrzuciłem ją do łazienki, kiedy wlazła Brunowi do transportera i zaczęła go tłuc - no ale co potem, uspokoi się na chwilę póki Bruno gdzieś leży i się nie rusza, ale niech tylko smyrgnie (Bruno) bo się za bardzo zbliżyliśmy do jego legowiska, to jest powód, żeby na niego znowu polować.
Już nie wiemy, co z nimi robić. Banshee zawsze była naszym megaukochanym kotem (Frostie oczywiście też), a teraz czasem mam ochotę ją wystawić za drzwi. Ja rozumiem, że jako kot orientalopodobny jest zazdrosna i w ogóle, ale naprawdę - nic na nią nie działa. Najpierw próbowaliśmy ją karać, ale jak tu skutecznie ukarać kota, żeby wiedział, o co chodzi? Potem próbowaliśmy dawać jej więcej czułości, ale raz, że niewiele to daje, dwa, że nie wiemy, czy jej nie wzmaga przekonania, że dobrze robi tłukąc Bruna.
Tydzień temu gdzieś zainwestowaliśmy nawet w feromony policzkowe - podziałało o tyle, że Frostie trochę przestała siurać po ścianie kuwety (takiego nowego zwyczaju nabrała, jak Bruna wypuściliśmy z klatki na mieszkanie), ale Banshee w ogóle nie wie o co chodzi. Jeszcze trochę to jej chyba zacznę wywar z maku podawać :/
Póki co wstawiamy rano Bruna do jego klatki, na pocieszenie dajemy jakiś smakołyk i tam siedzi, póki nas nie ma - jak jesteśmy, nasze koty idą do nas i Bruna można wypuścić, żeby się przeciągnął (taki śliczny kot się z niego zrobił

) - potem w nocy śpią z nami, ale i tak czasem nas obudzi łomot i syczenie i trzeba rozdzielać koty.
Help, bo nasze nerwy są już naprawdę na postronkach.