Z Młodego i Heksy ukształtowała się całkiem miła para.
Edek to wielka ruda góra mruczenia, karcących spojrzeń, ugniatań i spania głęboko pod kołdrą przy naszym boku. To kot, który miewa napady miłości, kiedy na przykład ... dumam... (a dlaczegóż mam być tam sama, kochany kocio zaraz zaanektuje pralkę po to, by ładnie głasiać koteczka). Jak on wtedy mruczy! Te jego wariactwa z Czarną. Demoluje wówczas wszystko. Fotele się przewracają, drapak chwieje.

Tajfun.
A te chwile, gdy wygłodniały kocio o 4.00 rano stwierdza straszliwą rzecz. Mianowicie pustą miseczkę!

Brak am am!

Kotek umrze z głodu!
Rozdziera się wówczas przeraźliwie, aczkolwiek robi to w sposób przemyślany i inteligentny. Zanim rozdziawi paszczę, przychodzi do nas rozmruczany na całego. Terkocze jak traktor. Kiedy tylko poczuje uspokajający dotyk na grzbiecie ucieka na podłogę. Miauczando rozpoczyna, gdy widzi, że nie podążamy za nim
Ed kocha tekturowe pudełka. Niszczenie ich obrał chyba za swój cel życiowy. Dzięki temu pańcia z panem się nie nudzą i mają co sprzątać. Strzępki pudełek są wszędzie.
Nic tak nie rajcuje kociarstwa jak spacery. Edek jest w tej ferajnie odważniejszy. Lubuje się w nocnych wypadach na sąsiednie posesje ciągnąc przy tym półprzytomnego Dużego, który posłusznie trzyma się kota jak cień. Śmignąwszy 5 razy wokół kamienicy (bo a nuż między jednym obejściem a drugim zaszły jakieś straszliwe zmiany) kot decyduje, czy zwiedza ogródki, czy też może pokaże panu stan nawierzchni ulicy Grunw. (pan wie jaka jest, bo ujeżdża dziury autem).
Kotka Heksa to strachulec. To znaczy, już się nie boi krzaków. Nawet gania za gołębiami (tylko niemrawa Duża jakoś głupio nie nadąża i płoszy latający, smakowity obiad

). Ale do aut i innych straszliwych "jakiś" żywi zrozumiały respekt. Bywa, że gna nagle na oślep, dlatego z nią postępujemy ostrożnie.
Nie zrozumiały wobec powyższego wydaje mi się zatem fakt, iż Młoda z całym uporem domaga się tych spacerów. Drze mordkę pod drzwiami. Wkurzona rzuca się na klucze. Nauczyła się naciskać klamkę- i nawet parę razy się ulotniła na korytarz. Przy czym natychmiast po wyjściu zamiera wystraszona (czym?? faktem, że się powiodło??) ech... No więc zrozum tu kobietę...
