Szeryf puszczone na ziemię, podłogę wciąż jest jeszcze nieufny, ucieka i ciężko go złapać. Można godzinę za nim biegać, a on i tak robiąc sprytne manewry- zwieje za szafkę, pod łóżko. Ale pochwalimy rudzielca, że ostatnio trochę mniej udaje dzikiego dzika i dał się pogłaskać na otwartej przestrzeni. Przyłapany na kanapie, biurku, łózku, przy miskach jednak z ogromną chęcia pozwala na głasnkano i mizianko. Co prawda wciąż boi się gwałtowniejszych ruchów, hałasów i czasem woli schować się w bezpieczny zakamarek na dźwiek np. otwieranych drzwi, ale i tak szybko się oswoił do tego stopnia. Wczoraj na przykład przestraszył się jednej z nas, kiedy wchodziła do kuchni, ale już w pokoju siedział sobie i patrzył jak się zbliża i pozwolił się pogłaskać. Taki jest w ciągu dnia... Noc wygląda zupełnie inaczej. Gaśnie światło, nastaje cisza- Szeryf rusza do akcji. Najpierw ciche miau, potem płacz i zawodzenie- to tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę. Skok na łóżku, energiczne uganiatanie kołdry (nazywamy to ,,szarpaniem kołderki'') i bardzo bardzo głośne mruczenie (przygłusza nawet filtr z akwarium) i oczywiście pchanie się do twarzy, do ucha, po o aby wymruczeć sowje mruczanki (mówią, że mruczenie kota jest najpiększniejszą muzyką. Faktycznie, jest przyjemne, ale to szeryfowskie jest zdecydowanie za głośne i nie da się przy tym spać

slodki rozbojnik z ciebie 

**

















