Miałam się nie odzywać, ale naprawde nie moge już dłużej patrzeć na to co się dzieje...
a ponieważ parę ośób - również z tego wątku nie miało żadnych oprów przed niezbyt grzecznym zwracaniem się do mnie nie znając zupełnie sytuacji, to ja tez oporów nie mam... ale najpierw postanowiłam poznać sytuację!
Byłam w Kużnicy. Miałam wolną niedzielę - pierwszy wolny dzien jaki mi się trafił - pojechałam.
1. Koty nie są głodne. Dokarmiają je miejscowi. Może nie zawsze, ale jednak.... nie rzuciły sie moje jedzenie, owszem, parę zjadło, ale nie do końca.... Nie są chude...
2. Nie wiem jaki jest problem ze złapaniem kotów na sterylkę - przed domem - koło łodzi - siedzą tłuste koty. nie są dzikie - podchodziły do mnie, niektóre chciały się miziać. Dla próby złapałam jednego wielkiego za kark - nie był szczęśliwy, wyrywał się, ale spokojnie mogłam go GOŁĄ RĘKĄ wsadzić do transporterka. jest tez sporo młodziakow - te mozna je juz zabrać na zabieg.
3. Na stacji mieszka bardzo fajny młody burasek - spokojnie mozna go głaskać, oswojony. Na Helskiej 35 tez jest sporo młodych kotków - cześć spokojnie da się pogłaskać, część mozna by złapać podbierakami.
4. Nie wiem do czego potrzebny jest samochód - jedna osoba może spokojnie zawieźć do Trójmiasta minimum 2 koty. Jedzie się - pociągiem - mniej niż 2 godziny.
koszt biletu Kuźnica - Gdynia 10 zł Słownie: dziesięc złotych . Na prawdę nie rozumiem po co konieczny jest samochód. Nie ma? trudno! jest pociąg! tano, szynbko, da się przewieźć zwierzaka... nie ma korków !
5. Do domu nie weszłam - nie mam zwyczaju wchodzić komuś bez zaproszenia, a nikt nie odpowiadał na moje pukanie. Obok jest budka - mały sklepik - pani w niej dużo opowiedziała mi o właścielu posesji nr 35. Jest biedny, nie pracuje, nie ma prądu. Najprawdopodobniej nie jest do konca zdrowy psychicznie - mówi do siebie, krzyczy na ludzi że chcą mu zabrać koty.
Największym złem jest to, że u niego koty te rozmnażają się na potęgę....
6. Rozmawiałam z 2 tygodnie temu z wydra, czy by nie pomogła z tymi kotami. Ona dosyć szczegółowo opowiedziała mi co można zrobić w tej sprawie, że można m.in. żądać pomocy straży miejskiej w transporcie zwierząt. Itp - mozna sie jej zapytac jak to jest w W-wie.
7. Nie jest potrzebny żaden cholerny tymczas - kotki przebywają w lecznicy tydzień, w razie czego mozna zebrać pieniądze - ileż to osób oferowało wsparcie

- i dopłacić za dłuższy pobyt. Kocury są chyba w klinice 2 dni... nie wiem. Najważniejsze to załatwić miejsce w lecznicy i zdobyć srodki - jest to możliwe, ale nie w W-wie, tylko w okolicy
8.
Jest tam młody czarno-biały kotek, jest chory, lewe oczko o niedługo mu pęknie i wypłynie, musi bardzo cierpieć. Ma tez chorobę sktóry albo jest poraniony...Niestety mały pobiegł gdzieś z grupą innych kociaków i nie udało mi się go znależć ażd o wieczora.... skołowałam karton żeby go tam złapać w razie czego i zawieżć w ciemno do jakiejkolwiek lecznicy w Gdyni - chociaż nie znam tego miast nie mówiąc już o lecznicach. Ale zawsze można pytać - chociażby policję...

Niestety aż do odejścia ostatniego pociągu nie udało mi się go odnaleźć.
Naprawdę nie trzeba wiele, żeby coś zrobić, uratować chociaż jednego zwierzaka... nie potrzebny jest do tego ani transport, ani tymczas. Trzeba tylko zacząć działać, zamiast pisania podziękowań, dywagowania czy zwierzęcia nie uśpić i szukania dla niego tymczasu podczas gdy nie wiadomo, czy zwierzę w ogółe żyje...
A- jutro wstawię fotki żeby pokazać jak "dzikie" są te zwierzęta i jak "trudno" do nich podejść...