Myślę, że muszę podkreślić, że
bohaterem dnia dzisiejszego jest Szałwia. Wielkie podziękowania tez dla
Melby i Smoky, które porzuciły swoje obowiązki na rzecz naszą...
Bardzo dużo się wydarzyło od wczoraj, w tym, niestety - 3 kocie pogrzeby
Po kolei:
wczoraj o 6 rano zadzwonił pan z Żabiej - na klatce znalazł kota z połamanymi nogami. Dzikiego.
Był bardzo rozczarowany gdy powiedziałam, że nie przyjadę po niego w ciągu 15 min.
Ale tak naprawdę- co można zrobić? Lecznice wszelkie od 8, ja na 8 do pracy...
Ta sytuacja skłoniła mnie do refleksji- że tak naprawdę nie wiadomo co robić w takiej sytuacji. Bo ja mogłam zadzwonić do
Tomasza, który jak zwykle okazał się byc nieoceniony. Pojechał, zawiózł do lecznicy. Kot prawdopodobnie po wypadku,ciężkie obrażenia,wycieki, daruję sobie opisy (chociaż Tomasz opowiedział szczegółowo:roll:) - trzeba było uśpić.
Ale co ma zrobić w takiej sytuacji wrażliwy człowiek, który nie chce, żeby pies czy kot cierpiał gdzieś potrącony przy drodze a jest np 2 w nocy?
Rzadko ma się przy sobie rękawice spawalnicze, klatkę coś w czym można byłoby biedaka umieścić. A zwierzak w szoku nie zastanawia się, że ktoś chce mu pomóc tylko gryzie na oślep - doświadczyłam tego na własnej skórze zbierając jakiś czas temu z trawnika biednego Whiskasa u Szałwii za domem - dla przypomnienia - kotek gryzł, nie przeżył a potem trzeba było odwiedzić wiele różnych instytucji...
A Staż Miejska pracuje do 16,policja nie chce się tym zajmować....
Po tej misji Tomasz pojechał do swojego stada mikrokotków - wylęgły się gdzieś na Dziesięcinach. Próbował je leczyć od tygodnia - ale wiadomo jak to w piwnicy bez światła. Z kotkami coraz gorzej - miało być ich 4 i przyjechać do Szałwii dopiero jutro...
(gdyż dziś miała mieć obronę i baaardzo niewskazane byłoby ją zajmowac kotami)
Min dlatego dzień wcześniej maleństwa od Ewy zawiozłam do brata, a nie do Szałwii. BO maleńkie, same nie jedzą i trzeba się nimi bardzo zajmować....
Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle
Bo te chore maluchy przyjechały do Szałwii - szczegół taki że było ich 5 nie 4, strasznie chore i tylko odrobinkę większe
Impulsem do przywiezienia było odnalezienie tego piątego - czarnego maleństwa z okiem jakie kiedyś miała kotka bezoczka.Czyli bez oka...
(Dla przypomnienia jej wątek:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=68300&highlight= tam jest foto jak to wygląda...Możecie też wierzyć na słowo-nieciekawie)
Poza tym jeszcze dwa bardzo chorutkie - kilka dni temu wyglądały tak paskudnie że zostały ochrzczone jako Jaga i Bazyliszek) i dwa w lepszej formie.
Kiedy przyjechały Szałwi chyba ręce opadły... Takie biedne, maleńkie. I cała bateria leków, strzykawek do karmienia, wacików, kropelek i tak dalej... A ona się przecież miała uczyć ( a przynajmniej skoncentrować

)
Tomasz małe nakarmił. Na szczęście po 15 mogła przyjść na "dyżur" ciocia
Melba, która troskliwie niańczyła maluchy.A po 18 ciocia
Smoky.
W najgorszym stanie był czarny Bazyliszek-nie ruszał sie, nie chciał nawet otworzyć oczu. Taka kupka nieszczęścia. Podobnie maleńka Jaga.
Po 18 zawiozłam do lecznicy czarnulka z chorym okiem - niestety miał w perspektywie kilka tygodni cierpienia w oczekiwania na operację, okolice oka są mocno unerwione, ,operacje,wiele zastrzyków,wiele bólu...
W nocy odszedł mały Bazyliszek.
Zostały trzy.
Smutno.
Dziś piastowały je ciocia
Melba i Smoky.
Jak
Szałwia dojdzie nieco do siebie po wszystkich dzisiejszych przeżyciach to może coś więcej.
Taka sytuacja uświadamia, że niestety, nie można mieć złudzeń- takich maleństw, umierających w piwnicach są tysiące. Tylkotu akurat dane nam było w tym uczestniczyć...
Z rzeczy bardziej optymistycznych-
Maleństwa od Ewy mają się dobrze. Natomiast kocica z Grabówki nie ma zamiaru się nimi zajmować. Widocznie jej własne dziecko było wystarczająco wkurzające (a było, co widać było na mruczeniu) i kota ma dość bycia mamą. A skoro ma dość to ją jutro wytniemy
Dzieciaki tuptają na swoich krzywych łapkach, ssają jak smoki, tarzają się w misce z jedzeniem i podnoszą wrzask kiedy tylko ktoś próbuje je położyć spać.
Odwiozłam dziś też do nowych domów maleństwa od Hor.
Wydały mi się być takie.... duże w porównaniu z tymi pozostałymi. I co jak co, ale płucka to maja zdrowe.
Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży w nowych domkach
Dzięki wszystkim, którzy sprawili, że te maleństwa nie zostały gdzieś tam same i bezimienne. Tu mamy prawdziwy łańcuszek -
Hor i Ellza i Szałwia i Nakasha 
Czy nikogo nie pominełam ?
