Z Tyniem gorzej
Wczoraj byliśmy "na zastrzyku", dostał steryd i witaminy.
Bardzo rozpaczał, wetka też strasznie nieporadnie się zachowywała - nie potrafiła zrobić zastrzyku w jego chudą tylną łapkę. Po powrocie z lecznicy do wieczora czuł się fatalnie, stres go wykończył. Obiecaliśmy mu, że to była ostatnia wizyta w lecznicy, że jeśli trzeba będzie, to zawołamy weta do domu. A leki brac będziemy na wynos, choćby nie wiem co.
Dziś lepiej, steryd zaczął działać - apetyt sie od razu poprawił.
Obserwujemy go cały czas... Strasznie nam smutno. Widać, że on zaczyna cierpieć - jeszcze ciągle ma apetyt, bywa wesoły, ale jakby trudniej mu znaleźć sobie miejsce i wygląda coraz gorzej - jest taki chudziuteńki..
Tobiasz ma dobre wyniki, tylko ze stresu, po wizycie w lecznicy, złapał grzybka.

Pewnie ten grzybek bytował sobie na nim od czasu, kiedy leczyliśmy Milusię i czekał na dobry moment...