Witajcie!
Zastanawiam się nad byciem domem tymczasowym - mam b. duże mieszkanie (100 m), w tym jeden nieużywany pokoik, w którym "trudne" kotki mogłyby mieszkać lub pozostawać podczas kwarantanny. Niestety mam też balkony, niezabezpieczone i na to się nie zanosi, ale pilnuję bardzo zwierzaków (wiem, brzmi to niewiarygodnie

). Z prywatnych zwierzaków - 5. letni pies (energiczny, lubi czasem "zaczepić" kota dla rozrywki, ale nieagresywny) i 2 przygarnięte koty - 14 lub15 letni pers-cukrzyk i młody ok. 2 letni dachowiec. Oba oczywiście ustawiły sobie psa

jeśli usiądą po obu stronach korytarza, pies siedzi w środku i nie wie, co ma robić

Staruszek jest raczej "częścią umeblowania"

śpi całymi dniami na poduszce, wstaje tylko do jedzenia ew. do przejścia na stanowisko na kanapie lub popatrzeć sobie na świat na ławeczce balkonowej. Drugi jest energiczny, b. "miziasty". Ok koniec opowieści o warunkach.
Chciałabym być domkiem tymczasowym, mąż też bardzo lubi zwierzęta i ma miękkie serce - na początku zapierał się, że nigdy kota nie weźmie, bo są "wredne i kupciają do butów"

, ale po pierwszym się przekonał (mieliśmy 3).
To, co powstrzymuje mnie przed zaproponowaniem mu byciem domkiem tymczasowym:
- cukrzyk przez 8 mies. ponad sikał po całym domu (nawet 20 razy na dobę

, tak 2 siki do kuwety, a reszta gdzie popadnie). Czasem mu sie jeszcze zdarzy (cukrzyca pod kontrolą, stabilna), do tego notorycznie nie trafia z kupą do kuwety - wchodzi, ale zawartość wypada z niej.. Krytej budki nie akceptuje. Powiem szczerze, że jesteśmy zmęczeni tym sikaniem i już trochę alergicznie na to reagujemy

ten ciągły stres, czy jak otworzymy drzwi, to przywita nas smrodek i czy "wdepniemy" czy nie.. nie mogliśmy ludzi zapraszać, bo wstyd dosłownie. Dużo nowych mebli nam podsikał i spuchły. I tak jakoś jak myślę, że mam wziąć zwierzaka, który też będzie notorycznie sikał, to robi mi się słabo trochę..
- obawa, że zwierzak nie znajdzie domu. Jak pisałam, mam dużo miejsca i myśląc logicznie, to spokojnie 2 koty na pomieszczenie (ale i 6 też

) by się zmieściło. Ale chciałabym jednak zachować tę w miarę małą liczbę

- zapach od dużej liczby siuśków w kuwetach. Nie chciałabym zrobić z mieszkania toalety

Co prawda, jeśli zwierzaki grzecznie wchodziłyby do kuwet i tylko tam się załatwiały (najlepiej do krytych), to by było super. Może też powinnam zmienić żwirek - kupuję Hilton, bo się dobrze zbryla, ale jednak ten zapach się trzyma. Żwirki drewniane, które się rozpadają na pył, jakoś mnie nie przekonują - chyba kotom nie jest miło po tym chodzić i wąchać? Kupiłam pochłaniacz zapachu (za ok. 50 zł się okazało - mąż zaszalał), ale średnio działa.
- ostatnie pare miesięcy walczyłam z chłoniakiem naszej suczki, uśpiliśmy ją tydzień temu. Po tak wielkiej walce i stracie to poczucie odpowiedzialności za kolejne życia troszkę przytłacza.
- finanse kompletnie spłukane (nawet boję się myśleć..), a kolejne zwierzaki to kolejne wydatki. Co prawda na pewno nie tak tragiczne, jak z chemią (średnio 1000-1500zł na miesiąc), ale na razie pozostaje lęk, że znów trzeba będzie sobie wszystkiego dosłownie odmówić, ale to na pewno minie z czasem. Może za miesiąc już będę inaczej myśleć.
- gdy problem jest trudny, mąż mówi - świata nie uratujesz - i odcina się emocjonalnie (o ile to jego zwierzak), by nie przeżywać..
Tak naprawdę, gdyby nie nasze przejścia z sikającym wiecznie cukrzykiem, to zapatrywałabym się na sprawę inaczej. Wiem, że gdyby nie mąż, już miałabym koty u siebie. Hmm może poczekanie jakiś czas i uspokojenie jeszcze niezagojonych ran pomoże? Miałam dziś przygarnąć kociaczka, ale z wzięcem go czekałam do rana i zniknął

jego matka szukała go po całym osiedlu dziś, nie znalazła

może jeszcze do rana go znajdzie, nie wiem... Takie wzięce, bo nikt zwierzaka nie chce, a zginie i jest pod blokiem jest łatwiejsze dla mnie do zaproponowania, bo wygląda na bardziej 'spontaniczne'

niż planowanie działanie.

ech, nie wiem, gdyby była gwarancja, że zwierzaczek nie będzie sikał i szybko znajdzie dom (heh, ale wymagania

) przynajmniej ten pierwszy, byłoby inaczej może.
Ech, wyżaliłam się..