» Wto paź 04, 2005 15:44
moj maz jest nieprzejednany, mialam ciagle nadzieje, bo on dobry jest..ale nie.
kategorycznie nie.
plakalam, prosilam, grozilam, blagalam...wszystko.. (w ramach godnosci osobistej oczywiscie)
wytaczalam ciekawe argumenty, brałam na dobre papu....
nie! kategoryczne nie!
nie i koniec.
obawiam sie ze nieco nadwyrezam juz cierpliwosc mojego meza..
niechce tego, boli mnie to...
bardzo mi smutno...
niechce oddawac nemo do bylejakiego domu z whiskasem,albo kitekatem. bez opieki weterynaryjnej..
bo to na dluzsza mete sie nie sprawdzi, i kot bedzie w kiepskim stanie...a tego niechce...
wiecie.. serce mnie zaczyna bolec...dusza tez...
i oczy od łez..
i heh.... co spojrze na Nemo to łzy mam w oczach...
tak bardzo ja pokochalam przez ta chwilke..a to znaczy ze kazdy ja pokocha jak ja przygarnie...
nigdy nie jest zle..jezeli moze byc gorzej
