Dzień wczorajszy. Odpał jak dawno.
Od kliku dni byłam umówiona, że pani przywiezie w sobotę rano jakiegoś kota "z ranami i wysuniętą 3-cią powieką". Dobra, klatka przygotowana, wychodzę na wystawę. W autobusie telefon "bo on jest chyba w bardzo ciężkim stanie i ma biegunkę od kilku dni". Cholera, tylko mi tego brakowało.
Wystawa. 7 godzin na nogach, zachęcania ludzi do wsparcia kotów bezdomnych. Jedna bardzo fajna rozmowa o przygotowaniach do adopcji kota. Kilka ciekawych pogawędek o sterylkach kotów wolno żyjących. Generalnie jednak - po całym dniu ledwo powłóczę nogami. Wychodzę z wystawy i dociera do mnie, że ten kot pewnie już przybył. Do domu docieram już z pewną nerwowością, od razu idę zobaczyć jak to wygląda.
I w zasadzie od razu z powrotem zakładam kurtkę. Obfajdany szkielet obciągnięty skórą. Zapach na szczęście normalny. Test na PP ujemny. Jedziemy po wenflon, spróbujemy pobrać krew. W lecznicy podczas pobierania krwi stwierdzam że to kotka, pytam dyżurną panią doktor o pomysł na imię. "niech będzie Piąstka, bo cały czas piąstkuje". Rzeczywiście, kotka ugniata nawet w trakcie pobierania krwi z jarzmówki. Z pewnym wysiłkiem udało się utoczyć na morfologię. Wyniki zaskakująco przyzwoite, mogę ją śmiało nawadniać.
Wracamy, podłączamy pierwsze kroplówki. Kotka SZALEJE. Przychodzi mi w końcu myśl, że ona jest po prostu głodna. Po raz kolejny oddycham z ulgą, bo to kolejne wykluczenie moich najczarniejszych scenariuszy. Oczywiście na razie nie wiemy na czym stoimy, ale nie na panleukopenii
Do optymizmu to nam jeszcze daleko, zwierzak jest makabrycznie wychudzony, z tyłka się leje, w dodatku mam jakieś obiekcje co do jej zachowania (tzn.coś mi się nie podoba, nie do końca umiem to zwerbalizować). Więc kciuki bardzo potrzebne.
O północy mogłabym już iść spać. Ale emocje nie pozwalają. O 2 w nocy robię obchód kociarni. Jest OK, więc na trochę padam. Ale niespokojnie, o 6-ej zaglądam do kotki. Klatka w totalnej demolce, kotka równo zabetonowana (wylała wodę do kuwety z bentonitem i się wytarzała). Piorę kota, sprzątam klatkę. Padam ponownie. O 9.30 gwałtowna pobudka - przywożą mi kolejnego kota, na szczęście tylko trzeba go ulokować w klatce. Nowy dzień się zaczął. Co dziś?