Pysia alias malenstwo (na czesc moja i że panikuje przed zastrzykami jak ja) przechodzi calkiem spokojnie pp, gorzej natomiast z nami. Wszystko co czyni jest donoszone do Pani Weterynarz (podziwiam jej spokoj)

.
Aktualnie jest zmuszana do jedzenia że strzykaki - conwalense (mam nadzieje, że nazwy nie pomylilam), nie zwraca po tym, zdaza się jej natomiast, że po malej dawce zaczyna się interesowac jedzeniem stalym (z miseczek innych kotow - przyuwazylam że ma swego "guru" od jedzenia jakim jest Czarna - co Czarne je to zaraz Pysia podlatuje do tej miski, Czarne się odsuwa a Pysia chociaż raz polize to jedzenie).
Surowice dostala od pocztaku chorby dwa razy - na pocztaku od Czarnej i profuilaktycznie od Milorda. Nie wymiotowala ani razu (chwala!), temperatura jest na dobrym poziomie, kupka na pocztaku stala brazowa a pozniej zolta woda :/ - ale to typowe u pp (z tego co p. Weterynarz mowila). Czasem ja bierze brojenie i zaczepianie nas.
Zaczelismy też walke z grzybem, bo się czort rozniosl. No ale nic, wygramy z pp, wybramy z grzybem i wyreperujemy oczko i bedzie nowka sztuka niesmigana.
Dziekuje za wsparcie
