Bo była szczęśliwa...
To dziecko dzikiej kocicy, urodzone na naszym tarasie, jej rodzeństwo to były dzikuski, a ona sama się "udomowiła", wskakiwała mi przez okno i myk myk do łóżka..... (wówczas doglądałam gromadki, ale TŻ kategorycznie się nie zgadzał na koty w domu - małe dzieci).
Później ona jedyna, z całej mojej gromadki, była pozytywnie nastawiona do nowych, matkowała, niańczyła, nawet karmiła maluchy
Przesympatyczny charakter!
A jak wracałam z pracy to wybiegała mi na spotkanie... jak piesek...
Nigdy wcześniej nie pisałam o moich kotach... to chociaż teraz napiszę...