.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lis 26, 2010 9:41 Re: To nie tak...

oluszka pisze:Może w takim razie ja tu powinnam zapytać, co wy wyprawiacie z tymi kotami, że musicie z nimi tyle do weterynarzy chodzić. Bo przecież nie piszecie tu tylko o znalezionych kocich biedotach, ale także o swoich pupilach.

Bo wiesz my jesteśmy takie wredne stręczycielki co to własne koty katują i zaniedbują (pewnie trują), więc potem muszą z nimi biegać do weta 3 razy dziennie :evil: Czyli teraz ci, co chodzą ze zwierzętami do weterynarzy są be.. rozumiem.
Obrazek

Alitka

 
Posty: 431
Od: Wto cze 02, 2009 8:09
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt lis 26, 2010 9:44 Re: To nie tak...

Alitka pisze:my jesteśmy takie wredne stręczycielki


Chyba dręczycielki ;)

basantieg

 
Posty: 116
Od: Pon lis 22, 2010 16:09

Post » Pt lis 26, 2010 9:52 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:43 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 9:55 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:44 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 10:07 Re: To nie tak...

A co Wy się tak dziwicie że Dziewczyna teraz plecie co jej ślina na język przyniesie
Nie bronicie się gdy ktoś Was atakuje?
Zaszczuć,skopać słownie bo to frajda jak widze dla niektórych Osób


Nie można było spokojniej?
Czasu nikt nie cofnie
oluszka jest w pełni świadoma że popełniła błąd
przyznała sie publicznie do tego
nikt nie każe jej po głowie głaskać

Znam wielu takich Ludzi jak oluszka
i z wielu z nich zrobiłam wspaniałych Kociarzy
ale nie takim tonem

krok po kroku i na spokojnie

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pt lis 26, 2010 10:14 Re: To nie tak...

oluszka pisze:(...)
A w następnej lecznicy (4 z kolei którą nawiedziliśmy) na widok wyników oświadczono, że kot nadaje się li tylko do ich szpitaliku.
Ale nie o nerki i wątrobę w tej kuracji, którą chciano przeprowadzić, chodziło. Gdybym wówczas regularnie płaciła, a nie zadłużyła się na tę kurację właśnie, kot byłby zapewne dalej leczony. I nie piszę tego mając tu pretensję do lekarza,nie. Pretensję mam do siebie, że nie byłam w stanie Buźki od razu leczyć.

Zdaje się, że zostałaś w tej lecznicy potraktowana bardzo uprzejmie:
oluszka pisze:Tak, zabrałam kota do dr Maciaszka, uznając, że to już przysłowiowa 'ostatnia deska ratunku'.
To jest weterynarz, do którego powinnam się udać w pierwszej kolejności, niestety zbyt późno sobie to uświadomiłam.
Pan doktor twierdzi, że cień szansy na to, by kot widział, częściowo, ale widział, jeszcze jest.
I tego się w tej chwili trzymam, nie dając najczarniejszym myślom.
Kocur natomiast, odkąd tydzień temu stracił możność widzenia, zrobił się bardziej miziasty, wciąż się przytula, szuka mnie, wskrabuje mi na kolana... Teraz, gdy piszę te słowa, też przylazł [trafił jakoś, biedak].
Dziękuję z całego serca za chęć wspomożenia mnie, w tej chwili naprawdę liczę się z każdą złotówką - pan doktor zgodził się przy tym, bym spłacała leczenie na raty, co, nie powiem, przyjełam z ulgą - nie wiem, jak i skąd do piątku [bo tyle potrwa leczenie w klinice] wziełabym tak dużą sumę pieniędzy.
Jakoś muszę dać radę, nie mam innego wyjścia. Poza tym to jest mój dług wobec kota, którego w swej naiwności woziłam po innych lekarzach, faszerowałam niepotrzebnie nieodpowienimi lekami, tym samym marnując cenny czas, nie tylko pieniądze, które teraz tak bardzo są potrzebne.

Wobec powyższego ja dalej nie rozumiem co stało na przeszkodzie aby kontynuować leczenie Buźki, próbować zdobywać fundusze na jego leczenie i zaopiekować się właściwie Rysiem.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pt lis 26, 2010 10:16 Re: To nie tak...

Oluszko
tu jeszcze raz ja.
Tak sobie myślę, że Twó problem postawił wiele osób w trudnej trochę sytuacji.
Coś takiego jak rozdarcie.
Przynajmniej tak jest u mnie.
Bo z jednej strony rozumiem wszystkie okoliczności, które opisałaś.
Dlaczego tak wszystko się potoczyło.
Z drugiej strony
nie można tu na forum, poświęconym zwierzętom
oczekiwać postawy akceptacji całkowitej
dla postawy biernej.
W każdym bądź razie nie można jej propagować.
Bo Ty to np. rozumiesz/zrozumiałaś
ale mogą się trafić tacy, którzy to wezmą za "dobrą monetę" .
Taka jest wydaje mi się albo powinna być rola tego miejsca
że ma za m.in za zadanie mówić ludziom o konsewkwencjach ich postępowania. Konsewkwencjach dla zwierzęcia.
Niestety zbyt dużo ludzi traktuje zwierzęta jak przedmiot.
Mam wrażenie, ze niektórzy myślą, ze zwierzęta nie odczuwają cierpienia.
Sama mam chorą kotkę
pomaga mi fundacja
pożyczyłam też trochę na leczenie - wiem, jestem w dobrej sytuacji, mam taką obecnie możliwość, żeby chociaż oddać.
Nie wyobrażam sobie patrzeć na jej cierpienie i nie móc nic zrobić.
Ale staram się, naprawdę staram się zrozumieć Ciebie ( na ile pozwala kontakt przez Internet).
Mogłaś/miałaś prawo nie wiedzieć, nie mieć.
Ja też kiedyś nie wiedziałam/ nie miałam.
Ale koty chorują. Sama masz przykład na swoim.
Z wszystkimi 19 tymczasami łaziłam do weta. Bo ciągle coś.
No, ale jak się przygarnie biedy, które wczesniej żyły w niewiadomo jakich warunkach, to trzeba się liczyć, że będą chorować. A jak się chce, żeby dłużej żyły, to trzeba leczyć.
Ludzie też chorują . Z czasem nawalają organy - wątroba, serce czy co tam. Średnia życia zwierząt jest krótsza, wię u nich pewne objawy pojawiają się proporcjonlanie wcześniej. Dlatego kochający opiekunowie są zapobiegliwi - chcą być jak najdłużej ze swoim zwierzęcym przyjacielem.
Tak samo z tym niekastrowanym kocurem wychodzącym:
wiem, że na wsiach (zresztą jak i w miastach) kastracja to abstrakcja.
I wiele mitów jest na ten temat.
Ale takie niewykastrowane/ niewysterylizowane płodzą następne pokolenia.
Potem umierają w krzakach, piwnicach.
W męczarniach.
No bo wyobraź sobie
że leżysz w np. ciemnej piwnicy, jesteś chory, bardzo. Boli. Jesteś głodny. Jest zimno, ciemno i mokro. Obok leży już jeden braciszek - nie żyje. Powoli się rozkłada.
I boisz się.
I znikąd nadziei i ratunku.

To wciąż powtarzający się scenariusz.


Zrobisz, jak zrobisz. Ale myślę, że są osoby, które na pewno by wsparły leczenie Twojego kota. Psychiczne wsparcie uważam, też dostałaś. Ludzie próbowali, pomimo, że na codzień niemal stykają się z tragicznymi przypadkami i przejawami ludzkiej nieodpowiedzialności w stosunku do zwierząt.

Spróbuj zrozumieć też drugą stronę.

A zresztą. Zrobisz przecież jak uważasz.
Konstruktywnym działaniem byłoby założenie wątku i poproszenie o pomoc dla Twojego kota.
Chociaż przypuszczam, jak trudno o nią w tej sytuacji poprosić.
Gaja - ['] -09.06.2010 | Miya - ['] -05.05.2012 | Krzywy - ['] - 30.09.2012 | Niania - ['] - 19.01.2013 | Thaja - ['] - 04.02.2013 | Gaspar - ['] - 18.07.2013 | Kora - ['] - 21.06.2014
Obrazek Obrazek

Korciaczki

 
Posty: 15413
Od: Sob lip 26, 2008 19:52
Lokalizacja: śląskie

Post » Pt lis 26, 2010 10:23 Re: To nie tak...

Korciaczki pisze:(...)
nie można tu na forum, poświęconym zwierzętom
oczekiwać postawy akceptacji całkowitej
dla postawy biernej.

W każdym bądź razie nie można jej propagować.
Bo Ty to np. rozumiesz/zrozumiałaś
ale mogą się trafić tacy, którzy to wezmą za "dobrą monetę" .
Taka jest wydaje mi się albo powinna być rola tego miejsca
że ma za m.in za zadanie mówić ludziom o konsewkwencjach ich postępowania. Konsewkwencjach dla zwierzęcia.
(...)

Podpiszę pod powyższym obiema rękami.


Korciaczki pisze:No, ale jak się przygarnie biedy, które wczesniej żyły w niewiadomo jakich warunkach, to trzeba się liczyć, że będą chorować.

Z tym, że jak wynika z wypowiedzi oluszka - koty urodziły się u niej w domu.
Korciaczki pisze:Tak samo z tym niekastrowanym kocurem wychodzącym:
wiem, że na wsiach (zresztą jak i w miastach) kastracja to abstrakcja.

Według oluszka wychodzący, niekastrowany kot to po prostu kot szczęśliwy.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pt lis 26, 2010 10:23 Re: To nie tak...

ja mam tylko pytanie do oluszki, dlaczego tyle czasu spędza na forum i wypisuje długaśne posty, zamiast ruszyć d*** i pójść do pracy, by zarobić na leczenie swojego kota? Zagrabić komuś ogródek, umyć komuś okna w domu, albo samochód, płot sąsiadowi pomalować, albo choćby sprzedać trochę swoich gratów - i już byś miała oluszko przynajmniej na jedną wizytę u weterynarza :roll: Ale przecież łatwiej jest gadać po raz setny, że się nie da :?

jhet

 
Posty: 1491
Od: Wto lip 14, 2009 23:15
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt lis 26, 2010 10:27 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:47 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 10:31 Re: To nie tak...

Kociama pisze:Nie można było spokojniej?
Czasu nikt nie cofnie
oluszka jest w pełni świadoma że popełniła błąd
przyznała sie publicznie do tego
nikt nie każe jej po głowie głaskać

Znam wielu takich Ludzi jak oluszka
i z wielu z nich zrobiłam wspaniałych Kociarzy
ale nie takim tonem

krok po kroku i na spokojnie


Zgadzam się,ciągłe wypominanie Oluszce tego że popełniła błąd z którego abolutnie sobie zdaje sprawę jest bez sensu.
To już niczego nie zmieni,stało się i "widać" że ona sama cierpi z tego powodu,inaczej by tutaj nie napisała i nie przyznała sie do tego że nie była u weterynarza.

sunsetka

 
Posty: 72
Od: Czw lip 22, 2010 11:28
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pt lis 26, 2010 10:36 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:48 przez oluszka, łącznie edytowano 2 razy
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 10:46 Re: To nie tak...

sunsetka pisze:Zgadzam się,ciągłe wypominanie Oluszce tego że popełniła błąd z którego abolutnie sobie zdaje sprawę jest bez sensu.
To już niczego nie zmieni,stało się i "widać" że ona sama cierpi z tego powodu,inaczej by tutaj nie napisała i nie przyznała sie do tego że nie była u weterynarza.

Tu nie chodzi o ciągłe wypominanie.
W każdym razie MNIE nie o to chodzi.
Oluszka ma pod swoją...echem...opieką jeszcze jednego kota.
Który został zdiagnozowany we wrześniu 2009 roku i od tamtej pory już nie był u weta.
Jak sama przyznała - nie jest stałym użytkownikiem forum, wcześniej była "z 5 razy". I mimo krótkiego stażu - pomoc z forum otrzymała.
Bo nie rozwodziła się nad stanem swojego ducha tylko pytała i prosiła o pomoc DLA KOTA.
I teraz TEŻ by taką pomoc otrzymała gdyby jej na niej zależało i gdyby tylko zechciało jej się zrobić coś więcej niż rozwodzić się nad stanem swojego ducha.
Jeśli naprawdę chce się coś zrobić to szuka się rozwiązań a nie wynajduje przeszkody.
I na tym polega zasada działania tego forum - moim zdaniem.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pt lis 26, 2010 10:53 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:48 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 10:56 Re: To nie tak...

Korciaczki pisze:Tak samo z tym niekastrowanym kocurem wychodzącym:
wiem, że na wsiach (zresztą jak i w miastach) kastracja to abstrakcja.
I wiele mitów jest na ten temat.

OOO dokładnie się z tym zgodzę! przed kastracją mojego kocurka wybrałam się z mężem do naszego wiejskiego weterynarza,
żeby mu wytłumaczył co i jak(wiadomo jak to z facetami i kastracją) :)
I weterynarz wiejski do którego do tej pory chodzilismy tylko na szczepienia zwierzaków, stwierdził że wyrządzimy kotu straszną krzywdę,że absolutnie nie- bo spadnie w hierarchi i takie tam bzdury....podejrzewam że gdybym wcześniej nie poznała tematu,teraz byłabym wielką przeciwniczką kastracji,ponieważ usłyszałam to przecież od specjalisty.

Jeżeli chodzi o drugiego kota Oluszki, może dziewczyny bliżej mieszkające doradzą jakiegoś weta który zbada kociaka i zobaczy co z nim?

sunsetka

 
Posty: 72
Od: Czw lip 22, 2010 11:28
Lokalizacja: Gdańsk

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 42 gości