Melduję, że chyba oszalałam, ale cóż, prędzej czy później...
Dwa tygodnie temu zauważyłam u siebie pod blokiem w Abu Dhabi maleńkiego kociaka, który paradował po chodniku z ogonem zaraportowanym pionowo. To bardzo dziwny widok był, bo choć kotów tu jest masa, to one są bardzo czujne i dzikawe i do ludzi się nie garną wcale. Nakarmiłam malucha kurczaczkiem i poszłam.
No i trzy dni temu widzę tego samego malucha, tak głodnego, że prawie mi palce poodgryzał (zawsze noszę ze sobą torebkę z suchym), chudszego niż poprzednio. No to wzięłam, no bo co zrobić... No i siedzi u mnie w łazience, okazała się to być maleńka dziewczynka, ślicznota taka, że nie wiem...

wczoraj byliśmy u weta, cholera jasna, cena trzy do czterech razy tyle co w Polsce, szczęka mi spadła, ale trudno. Zaszczepiliśmy się, odrobaczyliśmy się też, a do tego sie okazało, ze poza maleńką kropeczką grzybiczą (ergo:maść) kiciulka jest zdrowa jak ryba.
Zdjęcia są kiepskiej jakości, bo robione telefonem, i w dodatku chwytałam obiekt szybko poruszający się



U weta się okazało, że dziewczynka jest rasy Arabian Mau. Ma wielgaśne uszka, długi ogonek )który śmiesznie zawija w pełne kółeczko) wydłużony pyszczek z wydatnymi polikami, czarne poduszeczki i kropki na brzuszku.
Nei wiem, co jest z Szejkiem, ale go kocie dziewczyny chyba nie lubią... najpierw Kropka, potem kocica koleżanki, teraz ta mała - wszystkie na niego syczą! Biedaczysko.
A koci szukam domku...