O tym, jak trafiły nasze koty do nas...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 16, 2008 6:55

Obrazek

A to mój "rudzielec"
Mam nieodparte wrażenie, że mój kot jest najładniejszy...

Dzikuska

 
Posty: 7
Od: Śro paź 15, 2008 8:48

Post » Czw paź 16, 2008 19:12

Pisałam już o tym w innym wątku ale skoro jest specjalny wątek na kocie historie to się wpraszam :lol:
Na swoją Businkę czekałam dwa miesiące! Kupiliśmy z mężem kuwetę, żwirek, transporter, legowisko, karmę, milionpięćset zabawek, pastę odkłaczającą, kocimiętkę i czekaliśmy tylko na dzień w którym przeprowadzimy się do nowego mieszkanka z mruczącym kocim dzieckiem. Wypatrzyliśmy na Allegro cudną buraskę, zadzwoniliśmy i .. doopa. Kot już "obiecany" komu innemu. Nie chcieliśmy jechać daleko po kota więc obserwowaliśmy aukcje tylko z Poznania - ponadto ja uparłam się na buraskę. Nadmieniam, że nie wiedzieliśmy wtedy o miau:>
I co? I po jakimś czasie Businka znowu pojawiła się na Allegro. Okazało się że wróciła z adopcji. Jedyną przeszkodą był fakt, że adoptując ją musielibyśmy rozdzielić ją z siostrą. I tu zaczyna się happy end. Pani z fundacji przekonała mnie, ja przekonałam męża i siostrzyczki zostały adoptowane razem. A ta czarna paskuda, która pierwotnie nie była brana pod uwagę, ta małpa smolista zawładnęła całym moim życiem i kocham ją przeokrutnie:> Busia z kolei wybrała sobie mojego męża i owinęła go wokół pazurka. Kurczę, nie przypuszczałabym że nasze życie kręcić się będzie wokół kotów :P :o

smartinka

 
Posty: 57
Od: Wto lip 22, 2008 21:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob lis 08, 2008 21:50

moja 3 miesięczna kotka una trafiła do mnie z ulicy. Wracając z uniwersytetu zauważyłem małą czarną mokrą kotkę biegającą po parku. Wtuliła sie w płaszcz i tak dotarła do domu.
Obecnie jest leczona z zapalenia oskrzeli i kociego kataru. Oczko już ma sie coraz lepiej, i kaszel powoli ustaje:) energia też dopisuje patrząc na pokój;)
- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę. KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.

bohton

 
Posty: 58
Od: Sob gru 03, 2005 21:13
Lokalizacja: Zielona Góra

Post » Pt gru 12, 2008 12:04

W moim domu nigdy nie było i miało nie być kota. To było dokładnie 14 listopada. Starsza córka przyniosła do domu maleńkiego kotka (mieścił się na dłoni) z przypaloną sierścią na boku. Nakarmiłyśmy kociaka i nie mogąc go wziąć do domu, zaniosłam do psiej budy. Nasz psiak przyjął kociaka z otwartymi łapami, owinął się wokół niego i razem tak zostali. Wieczorem mąż dzwoni - "wracaj, kot zdycha, mała płacze, nie wiem co robić" :cry: . Wróciłam, kot nieprzytomny, oczy szkliste, ledwo oddycha. Zabraliśmy go do weta. Powiedział, że mały jest w bardzo ciężkim stanie. Ma może jeden procent szans na przeżycie. Kroplówka go dobije. Dał mu tylko zastrzyk przeciwwstrząsowy i kazał zostawić w spokoju. Nie udało mi się go nakarmić. Rano z ciężkim sercem podeszłam do posłania. A tu niespodzianka :D . Kot podniósł głowę, wypił ciepłego mleczka. Nie namyślałam się długo. Termofor, transporter (pożyczyłam od szczurków :oops: i do weta (tym razem mojego, stałego). Kot (a właściwie, jak się okazało, kotka) żyje do dziś i ma się świetnie :lol: . Rośnie, rozrabia i zawładnęła naszymi sercami. Oczywiście nie byliśmy w stanie jej oddać :lol: I tak, w domu, w którym miało nigdy nie być kota jest kot.

idaa

 
Posty: 10
Od: Śro gru 03, 2008 22:38

Post » Sob gru 13, 2008 22:58

Idaa, Bohton -jak miło się czyta takie historie ze szczesliwym zakonczeniem i ludziach, ktorzy okazali sie Ludźmi :)

skaskaNH

Avatar użytkownika
 
Posty: 21090
Od: Pt lut 03, 2006 0:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt sty 16, 2009 17:25

15 kwietnia pojechaliśmy po małego kotka z ogłoszenia. Do oddania były 3 kotki ( 1 czarny i 2 czarno białe ). Czarny został już zarezerwowany przez Panią, która się akurat przeprowadzała i nie mogła zabrać malucha od razu do domu. Pozostałe 2 koty kot i kotka były śliczne, ja chciałam kocurka. Niestety kocurek nie był mną zainteresowany za to kotka wchodziła mi na kolana i układała się do snu. Koty miały 5 tygodni i wyglądały naprawdę słodko. Wzięliśmy KOTKĘ, która całą drogę do domu przespała na moich rękach. Nazwaliśmy kotkę SISSI. Słodką SISSI w wieku 6 miesięcy zawieźliśmy do weterynarza na szczepienie i chipowanie, po kolejnych 3 tygodniach pojechaliśmy na powtórne szczepienie i sterylizacje. I tu niespodzianka SISSI okazał się chłopcem. Życie jest przewrotne, chciałam chłopca, pokochałam dziewczynkę która okazała się chłopcem
Tu jesteśmy http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=152188
Człowiek szczęśliwy to nie ten, który wszystko ma, ale ten, który cieszy się wszystkim, co ma.
Gabi 14.07.2016 (*), Duffy 06.04.2009 - 02.11.2020 (*)

bozena640

 
Posty: 28669
Od: Nie sty 11, 2009 17:23

Post » Śro sty 28, 2009 10:25

U mnie w domu są trzy koty - Zosia, która siedziała u nas w ogródku i strasznie płakała, Staś, który znaleziony był w Gdańsku, po KK częściowo niewidzący, przejechał całą Polskę, żeby z nami zamieszkać oraz najmłodszy Kacper Rudasek ze schroniska w Katowicach. Ekipa KOT (Kocia organizacja Terrorystyczna) często ma napady zespołowej głupawki :D Szaleństwa, gonitwy, bijatyki. Różnica wieku to mniej więcej dwa miesiące. Zosia jest najstarsza i ma teraz 10 miesięcy a panowie 8 i 6. Ponadto na parterze z moja mamą mieszka 13-to letnia kotka Czarna (też znajda) i mały kundelek - sorry- pies wielorasowy - Ficek.

Zosia

Obrazek Obrazek Obrazek

Stasiu

Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Kacper

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

KOT

Obrazek Obrazek Obrazek

osspdg

Avatar użytkownika
 
Posty: 1922
Od: Wto sie 05, 2008 9:09
Lokalizacja: Zagłębie Dąbrowskie

Post » Pon lut 02, 2009 12:08

To ja się te ż wpraszam :)
Był luty 1994 roku. Mój ówczesny TZ gadał o kocie, nawet miał to być konkretny kot - syberyjczyk.
Szłam sobie rano do pracy i na oknie w mieszkaniu na parterze zobaczyłam OCZY :!: Do oczu przyczepiony był kot. Ja powiedziałam kicikici, kot powiedział miau. I tak przez dłuższy czas rozmawialiśmy sobie przez szybę codziennie o 6 rano. 16 kwietnia zobaczyłam, że kot siedzi na parapecie ale po niewłasciwej stronie okna - była kolejna wymiana zagadywań.
Kiedy wróciłam po pracy TŻ opowiedział mi, że ściągał z dachu kota naszej sąsiadki i padło zdanie "to jest kotka, ona jest strasznie chuda i brudna, powiedz sąsiadce niech ją nam pożyczy na parę dni to ją odkarmimy".
Niewiele myśląc następnego dnia zagadnęłam sąsiadkę i przekazałam jej powyższe słowa w trochę łagodniejszej formie. I tak trafiła do mnie Myszka. Okazał się, że jest nie tylko brudna i chuda, również okropnie zapchlona i bardzo wystraszona.
Pierwsze dwa tygodnie próbowała spędzić pod szafą i zrobić podkop pod dywan - stąd imię. Parę dni zmieniło się w tygodnie, a potem lata - TŻ się wyprowadził, Myszka została ze mną.
A to właśnie Myszka:
Obrazek
"Człowiek nie jest apoteozą ewolucji, a jedynie ślepą uliczką pomniejszej, bocznej gałęzi jednej z mniej wykształconych podgrup ssaków." pamietnikpoldka.blogspot.com

Killatha

 
Posty: 9652
Od: Sob lis 17, 2007 12:04
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pon lut 16, 2009 17:38 Kicia

Witam serdecznie,
To jest mój pierwszy post. Pomyślałam sobie, że najlepiej zacząć od tego jak nasza Kicia pojawiła się u nas. No więc bardzo banalnie, poprostu córka zapragneła mieć zwierzątko. Ja jestem wielkim miłośnikiem kotów więc wogóle nie było mowy o jakims innym futerku. Pojechaliśmy do schroniska z myślą o kocim maluszku, weszliśmy do kociarni i.... nasza Kicia nie dała nam nawet chwili na zastanowienie, prawie przecisneła się przez siatke. Ma ok. 4 lat, jest zwykłym buraskiem. I strasznie kręci się w nocy, ale tylko po to żeby swoim ciężarem zaszczycić każdą z głów mieszkającą w naszym domu. Ma tak duże serduszko, żę czasem mam wrażenie, że tam w środku nic więcej nie ma.
Jak już wspomniałam jestem tu po raz pierwszy, więc bardzo proszę o pokierowanie do dobrego tematu. Chodzi o to, że nasza kotka ma gronkowca :twisted: i bardzo dokuczają jej dziąsła :cry: . Weterynarz pomaga tylko na jakiś czas ale potem to złośliwe złote paskudztwo wraca :twisted: i kotka nie może jeśc. Może ktoś ma doświadczenie w walce z tym ,,złotym wiatrakiem".
Wiem, że gronkowca sie zalecza a nie leczy do końca.
Pomóżcie :roll:

elf_ee

 
Posty: 1
Od: Pon lut 16, 2009 17:09
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw mar 26, 2009 12:27

O tym że Miałeczka trafiła do mnie zadecydowałam sama.W moim domu rodzinnym nigdy nie było zwierzaka(ponoć mam na nie alergie!?)Długo myślałam nad tym czy kotek czy piesek ,w końcu wybrałam kotecka.Trochę trwał ,bo przez 8 lat mieszkałam na stancji i wyszłam z założenia że jak już to niechby kocina miała jako takie warunki a tam ich nie było.Tak dobiłam do 2007 roku i stałam się właścicielką niewielkiego M.Minął rok w mojej pracy na wakacje przychodzą młodzi ludzie troszkę zarobić i trafił się jeden taki młody człowiek który znał pańcie co miała kicie małą na wydanie .Warunek był taki że kicia będzie mieszkać w domku i nie będzie łapała myszek na dworze.Jak zobaczyłam to moje czarno białe szczęście na zdjęciach to koniec:Ona jest moja i już.Zaraz kupiła sobie taki mini poradnik o kotkach ,poczytałam zrobiłam zakupy potrzebne na początek i pojechałam po Miałeczke z transporterkiem ,płakała strasznie aż mi się serce kroiło.W domku po wypuszczeniu jej z transporterka czmychnęła pod meble i z tamtąd wystawiająć biało-różowo-czarny nosio i bursztynowe ślipka ciekawie zerkała,a że cały czas słychać było miau,miau to została Miałką(do tej pory to gaduła straszna)moją ogoniastą kochaną,moim futrzakiem,moją dupką kosmatą(tak ją czasami nazywam) :D

kotka doroty

Avatar użytkownika
 
Posty: 10409
Od: Nie mar 22, 2009 13:56
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw mar 26, 2009 13:02

Długa historia...
Pierwsza była Futro... Postanowiliśmy z TŻ zazwierzęcić dom. Nieduże mieszkanie, świadomość że zwierz będzie często po kilka godzin sam... Pies odpadał, stanęło na kocie. W tym czasie pojawiła się pod blokiem piękna tri w zaawansowanej ciąży, kochana przez osiedlowe dzieciaki tak ze już na widok dziecka wiała jak umiała - dzieci nie zawsze są delikatne, nawet kiedy pieszczą kota z miłością. Dowiedzieliśmy się że kota została wyrzucona z domu... Przeważył fakt że była ciężarna - potrzebowała domu, pełnej miseczki, spokoju. Pojechaliśmy po kocie sprzęty a ona czekała po klatką schodową... została. Końcem sierpnia Futro urodziła 5 kotków. Przeżyły trzy. Poród okazał się ciężki, drugiego kotka udało mi się odebrać, ale już martwego, trzeci zaklinował się tak że nie mogłam pomóc, znalezienie lecznicy czynnej w niedzielę w obcym mi wtedy jeszcze mieście... Kiedy w końcu udało mi się dotrzeć z położnicą i pierwszym, żywym maluchem, ten trzeci też już nie żył, a Futro była tak słaba że nie miała siły rodzić. Na szczęście wet jej pomógł, na świat przyszły jeszcze Kłaczek i Histeryk. Dwa kociaki wyadoptowaliśmy. Kłaczek został. Był inny i... Trochę kłopotliwy w pielęgnacji bo mu się czasem koopal przyklejał i trzeba było doopala pucować. Odmieniec. :lol: To miał być koniec kocenia. TŻ wyjechał na półtoraroczny kontrakt do UK...
Potem weszłam na forum... Zobaczyłam Tyśka (w oryginale Ptysia) - potrzebował domu bardzo, szybko... Niepozorny burasek z kochającego domku, koci smarkacz... Jest z nami. Słodkie kociszcze, pieszczoch, "ugniatacz", gaduła... Wszystko na wdzięk, nic na siłę. Okaz słodziaka, wieczne dziecko. Wcale nie wygląda i nie zachowuje się jak starszy od Kłaczka, to on "robi" za domowe kociątko. Spryciarz.
Wreszcie Hino i Miyuki... Pierwotnie Luiza i Almette, koteczki z Puchatkowa, moje marzenie o długowłosym kocie posiadającym nos. TŻ z początku wykazał się sporą dozą instynktu samozachowawczego, ale w końcu poległ. :wink: Teraz ślę foty na maila, pokazuję kociarnię w kamerce na skype'ie, on pyta jak się mają, jak zachowują... i jest dumny z kociarni. Są u nas króciutko, ledwie 6 dni, dopiero sie poznajemy.
Ostatnio edytowano Czw mar 26, 2009 20:58 przez kinga w., łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Czw mar 26, 2009 14:36

Tina - podjechaałam z koleżanką (kwiatkowa na miau:)) pod schronisko lubelskie(stare jeszcze - gdzie nie było kociarni), a pod schroniskiem stała para młodych ludzi z ok. 3 mies. buraską na rękach . Ktoś im podrzucił kota na posesję , a oni nie mogą zatrzymać ... W sxchronisku dowiedzieli się , że kotów nie przyjmują ....
Cóż miałam robić .........wzięłam na tymczas ..... :twisted: - to było we wrześniu 2006 ...
Mefisto - MCO bez rodowodu - TZ kupił go jako 2-mies. kocię od kolegi :evil: , kot przyjechał 600 km....W maju skończy 2 lata...
Luna - koteczka, z ruin domu , z którego zostali wysiedleni ludzie... Wziełąm na tymczas.... :twisted: Bardzo długo chorowała - kilka miesięcy - na zapalenie płuc +grzybica ...Szukałam jej domu , ale to koteczka specjalnej troski , więc się nie udało i została ze mną ...
Falco -jako dwumies. kociak trafił do schroniska po interwencji SdZ..Sąsiedzi zgłosili , że w mieszkaniu od dwóch tygodni miauczy kociak , a w tym domu nikogo nie ma ... :evil: Za zgodą administracji i w asyscie policji mieszkanie zostało otwarte i kociak w stanie totalnego zagłodzenia - uratowany ...
Wiedziałam , że w schronisku nie ma żadnych szans , więc wzięłam na odchuchanie na tymczas ..... :twisted: To było ponad rok temu ...... :wink:
Zulka - bardzo okaleczona i chora koteczka ze schroniska ... Była tak chora i tak płakała , że po kilku dnich opieki nad nią w schronisku zabrałam do domu , z góry więdząc ,że taki kot domu nie znajdzie .Nie mogłam jej tam zostawić ...Zulka jest karłowata , nie ma jednego ucha , miała połamany kręgosłup, żuchwę i ucięty i złamany ogon , ma zeza .....Jest koteczką wymagającą stałej opieki i pielęgnacji ....
Kaszmir - MCO z rodowodem - zlepek wad genetycznych ....ma 7,5 mies ...Kupiony z bardzo dobrej hodowli , za bardzo grube pieniądze ....TZ bez porozumienia ze mną zrobił mi tak prezent na imieniny .....To miał być , w końcu zdrowy kot , w naszym domu , a okazało się .....:(

Mam jeszcze dwa psy .............w tym jeden to oczywiście zasiedziany tymczas .....:)

Tiger_

 
Posty: 2062
Od: Czw sie 17, 2006 10:15
Lokalizacja: Lublin

Post » Czw mar 26, 2009 20:49

Na powitanie forum , tu jest najlepszy początek żeby zacząć :D

Od wczoraj jestem szczęśliwym posiadaczem Dzikusa..
Dzikus po dobie przestał być Dzikusem..

Decyzja o potrzebie posiadania kociaka wzrastała z dnia na dzień i wybuchła.
Więc wizyta we Wrocławskim schronisku... i plan żeby wsiąść takiego starszawego kotulaka co to już nikt go nie potrzebuje..
A ja chętnie pokocham..
poważne minki... psiapsióła i mój 'chop' razem ze mną - otwieramy pierwsze drzwi.. a tam 4 zwierzaki w klatkach - smutne i bez radości w oczach i jeden co klatki mało nie rozwali.. pogłaskałam uczciwie wszystkie, idziemy dalej..
kolejne drzwi. kociaki jeszcze starsze i mega przytulak Jurek (co to mam przez niego wyrzut sumienia..)
wszystkie kociaki wdzięczne, miłe , ale jakoś takoś nie ma tego takiego co to będzie właśnie taki jak należy ..
Rozmowa z panią opiekunką o kociakach i powrót do pierwszych drzwi a tam to cudo skaczące po klatce z gryzieniem włącznie jak się łapę tam wepchało..
hm mój facet ze Jureczek miły, czarny, śpiący , jemu pasuje...
ale moje ADHD stwierdziło ze potrzeba mi kogoś o podobnej inwencji twórczej..
i mamy Dzikusa
- ślicznego biało-czarnego o czerwonych/rudych oczętach, który po pierwszym szaleństwie i poznawaniu domu i swoich kątów okazuje się ciekawskim energicznym przytulakiem.
Dzikus już chyba nie będzie adekwatne 8) uwielbia się bawić myszą na sznurku i wciskać pod kołdrę :lol:
Jak dostanie pyszne jedzonko to się przytula i mruczy do ucha ze hoho.
podejrzewam ze to kwestia niedojadania gdzieś tam w przeszłości ale na ten moment on po prostu dziękuje za szamanko..
zeby nie było właśnie mi mruczy do ucha ( chyba lubi mruczeć):)

ps. jak jechałam wybierać kota to sobie myślałam żeby tylko nie był biało-czarny
i mam czarno-białą krówkę
:)
życie

ps.2 polecam miłego kociaka - Jurek się nazywa z wrocławskiego schroniska. Przylepa czarniuteńka i dużutki..
śliczniutki.. też szuka miłego domku..

adelan-te

 
Posty: 1
Od: Wto mar 24, 2009 20:57

Post » Czw mar 26, 2009 21:31

Zacznę od tego że planowałam mieć 2 koty - mam 4 :D

pierwsza była BOBSLEJ jest już za TM
Bobslej trafiła do mnie jako 6mies. dzika dzicz ale z czasem się udomowiła, to była czarno-biała, smukła, spokojna kotka.
Trafiła do mnie tak, że rozpuszczałam wici wśród znajomych ze kota przygarnę i przyjaciółka kolegi ze studiów dokarmiała dzikie koty na podwórzu, a ze musiała wyjechać na kilka mies. chciała gdzieś umieścić młodziutką kotkę która była na podwórku - sama nie wiem jak się na to zgodziłam zeby wziąć do domu kotkę tak dziką o której nic nie wiedziałam, ale dałam jej czas, nic na siłę i Bobslej była wspaniała kotką, może nie mega miziakiem, ale miała swoje zalety, lubiła jej trochę niezależny charakter.

pierwsza z będących teraz była TYGRYS
dość banalnie do nas przybyła, chciałam kota, rozpuszczałam wici wśród znajomych, i akurat u koleżanki ze studiów były małe kociaki, pojechałam wybrać, biegało 6 identycznych na pierwszy rzut oka burasków, płci wtedy nie umiałam rozrózniać była mi zresztą obojętna, raczej pozwoliłam się wybrać, które kocię pierwsze nawiązało ze mną jakis kontakt zostało zabrane, okazało się z czasem kotką, ma baaardzo towarzyski charakter, charakterystyczne "skrzeczące" miauczenie, teraz ma 9 lat.

drugi planowany był MICEK
Gdy Bobslej odeszła za jakiś czas pomyślałam o nowym towarzystwie dla Tygryski, nie byłam wtedy internetowa to znalazłam jakieś anonse, znalazłam ogłoszenie "kocięta oddam" zadzwoniłam, pojechałam na Suchanino w Gdańsku, tam jakaś pani miała piwniczkę w bloku urządzoną dla podwórkowych kotów i 3 cudaki były: rudasek, trikolorka i czarno-białe chyba...
Rudaska wzięłam najpierw miał na imię Antenka, bo zawsze biegał z wyprężonym w górę ogonkiem, kociak już od pierwszych dni przylepł się do mnie niesamowicie, i takim przylepą został już 7 lat, TŻ jest zazdrosny :wink:

I wtedy już nie planowaliśmy przygarniać kolejnych kotów.

Ale plany planami....
c.d.n.
www.kotangens.org
KOTANGENS na fb
Obrazek

mpacz78

 
Posty: 6233
Od: Pon wrz 15, 2008 16:00
Lokalizacja: Gdynia

Post » Sob maja 16, 2009 21:01

Dojrzałam do tego, by przedstawić piątkę naszych futer...
Będę czynić próby wstawienia ich zdjęć...
Obrazek
Kapitan Fuk - nazwany tak przez dzieciątka, lat około 16, przybłąkał się do męża do pracy 14 lat temu, więc został zapakowany do samochodu no i jest.
Ma jeden, ostatni ząb i żywię go zblendowanymi zupkami z puszek i namoczonej puriny urinary.
Cechy szczególne - nieustające próby bicia rekordu w sikaniu do góry, zwłaszcza na telewizor i nieustające negocjacje w sprawie kolejnego posiłku. Pierwsze rozpoczynają się o 4 rano, a Funio płuca ma w najlepszym porządku. Dziś udało mi się celnie trafić kapciem, dzięki czemu dospałam do 5.20...
Obrazek
Buras - wybiegł z piwnicy z bloku prosto w moje ręce. Zaczynaliśmy już budowę domu więc doszliśmy do wniosku, że szósty kot wielkiej różnicy nie uczyni, zwłaszcza, że jeszcze wtedy żyła Puszka, identyczna w umaszczeniu, co pozwoliło udawać, że kot jest jeden, tylko tak się w oczach dwoi. Lat około 11, zębów sztuk pięć.
Cechy szczególne - nieustające usiłowanie by położyć się pańci na klawiaturze, ugniatanie pańciowej poduszki w nocy tuż przy pańci twarzy, błyskawiczne znajdywanie się dokładnie na tym schodku na który pańcia właśnie stawia nogę podczas schodzenia, spanie na pańciowej odzieży i zrzucanie na nią futra.
Obrazek
Sielawka, królewna Sielawka - lat 7, kotka mazurska, zwana przez mojego TŻ bardzo brzydko, głównie na "k". Sielawka została przywieziona przez starsze dzieciątko z wakacji w Mikołajkach jako małe kocię, uratowanie przed wronami. Dziecko sądziło, że to on i nazwało kota królem Sielaw (jest w Mikołajkach taki pomnik na rynku) Mimo pomyłki dzieciątko i tak wykazało się dzielnością, pomagając w organizacji całej akcji ratującej koty. Kocica wyrosła bynajmniej nie na niewinną królewnę, ale na kawał cholery, co tu dużo mówić. W młodości była bardzo łowna, nie pomagały żadne obróżki, nic. Teraz na szczęście jest chyba już zbyt leniwa.
Cechy szczególne - sikanie po kątach (specjalnie wraca z dworu, by naszczać na schody!) i ciężkie, nieruchome spojrzenie, które wlepia w człowieka, a człowiek dostaje dreszczy na plecach. Strach się bać.
Obrazek
Celina - została przyniesiona do weterynarza przez właścicieli, którym po dwóch latach się znudziła i postanowili ją uśpić. Weterynarz zgłupiał, bo kotka piękna, zadbana, lśniąca, wykastrowana, czyściutka i bardzo grzeczna. Mieszkałam wtedy w hotelu i tam też Celinę zabrałam i mogę potwierdzić z ręką na sercu - w życiu nie widziałam grzeczniejszego kota. Celina jest u mnie od 4 lat i jeszcze niczego nie stłukła, nie zrzuciła, ani nie ubrudziła. Kiedy do nas trafiła, dzieci miały fazę na Kazika, stąd imię. Od roku mieszka w domu z ogrodem i wciąż jest pełna zdumienia, że świat to nie tylko pokój, kuchnia i balkon.
Cechy szczególne - bieganie po lesie za każdą muszką, wskakiwanie na drzewa, ale tylko do wysokości metra, galopowanie do domu z zaaferowaną miną "a ja coś widziałam!", siedzenie panu na karku i spanie pańci na głowie, o ile uda się jej umieścić bezkolizyjnie obok Burasa.
Obrazek
Szarusia - tak, wiem, idiotyczne imię, ale tak została nazwana przez poprzednich właścicieli i jakoś zostało. Ten kot miał najmniej dramatyczną historię, po prostu został pozostawiony po przeprowadzce, a nie był jakoś szczególnie przywiązany do ludzi, bardziej do miejsca.
Cechy szczególne - wylegiwanie się na najlepszym fotelu i znikanie na całe dnie. Nie wątpię, że cwaniara gdzieś się dożywia, bo na moim wikcie nie mogłaby być taka gruba.

Nie żyją już - siostra Irena, (TŻ był na etapie programów Manna i Materny), zabrana z piwnicy z potworną grzybicą, zaraziła cały dom, młodsze dzieciątko nawet wylądowało w szpitalu, wyjątkowo wąsata kota;
Puszka, znaleziona pod samochodem, zasikała nam bez ratunku kilka kanap;
Okocim, dzikus okropny, znaleziony na ulicy, zmarł na zawał nerki, nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe, wet powiedziała, że to przez karmienie surową rybką, od tego czasu rybki precz, zresztą każde inne mięso również - jesteśmy vege;
Prychacz, spotkany na przystanku, nie wiem na co czekał, ale jak na mnie to się doczekał;
Gadułka - bardzo smutna historia, prawdopodobnie przytrzaśnięty drzwiami, doczołgał się na trawnik przed naszym blokiem, złamana miednica, złamany ogon, obrażenia wewnętrzne, niczego nie trawił, walczyliśmy dwa miesiące, kot bez przerwy do nas gadał, bardzo kontaktowy mimo przeżyć;

Poszły do ludzi -sierżant Czmych, identyczny jak Kapitan Fuk, a dzieci były na etapie 101 dalmatyńczyków;
szeregowy Czereśniak - to już wolne skojarzenie TŻ, kolejny czarny kot, wyciągnięty z piwnicy w czasie 30 stopniowych mrozów
Dziewiątka - nie mieliśmy głowy do imion, po prostu policzyliśmy koty, to była ciężka zima w połowie dziewięćdziesiątych lat...
Dziesiątka i jej córeczka Jedenastka - jak wyżej. Stan zakocenia mieszkania jeszcze wtedy w bloku osiągnął stan krytyczny, plus trzy psy, plus chomiki i rybki dzieciątek... ale wszystko się jakoś dobrze skończyło. :)

Megana

Avatar użytkownika
 
Posty: 8251
Od: Śro gru 31, 2008 1:14
Lokalizacja: Warszawa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: anna1402, Google [Bot], puszatek i 73 gości