


Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Barbara Horz pisze:Bardzo cieszę się z Tych wszystkich adopcjiDo mnie dzis dzwonią tylko domki z Krakowa i tylko po bardzo małe koty
Od razu mi się gadać nie chce jak słyszę : czy ma pani małego kotka....nie taki 7 m-czny to za stary
luelka pisze:A ja chciałabym tylko szepnąć słówko, że Domiś właśnie wyłożyła się mi pierwszy raz przed ekranem komputera, na wyciągnięcie ręki, i rozkazuje patrzeć na siebie i podziwiać
Edyszka pisze:Mam jeszcze małe pytanko, czy licznik nie powinien nam "opaść"??
Edyszka pisze:takie 6-7 miesięczne są najcudniejsze juz nie malutkie, a jeszcze nie dorosle, a najlepsze wedlug mojego weta sa takie 1,5 - 2 letnie, bo wtedy wiele dziedzicznych chorób już powinno bylo sie ujawnic i wiadomo jakie stworzonko bierze sie pod opiekę. Aniu spokojnie, Alhambra znajdzie domek, a, nawet jesli będzie już staruszkąjesli nie, to ja ja wezmę
Barbara Horz pisze:Od pewnego czasu zastanawiamy się z Adrią co zrobic z naszymi dzikusami. Mamy ich sporo. Mamy je w domach i mamy na strychu. O ile te, które są w domach raczej bedą w nich do skutku, o tyle zastanawiamy sie nad tymi, które są na strychu. Nie mogą tam przebywać w nieskończoność. Strych za chwilę będzie potrzebny na nowe koty, bo domy mamy przepełnione. Na strychu są z dzikusów koty ze szkoły muzycznej : Ford, Linkoln, Almera i są dwa czarne roczniaki, które trafiły tu z niebezpiecznej ul. w Miasteczku Śląskim. Jest też u Haliny Nadieżda, która nie chce sie oswoić i tez nie ma kto nad nia popracować, bo Halina ma raczej zapatrywania, że dziki kot ma zostac dziki jak sobie tego życzy. Obawiam się, że Nadieżda ucieknie, bo Halina mieszka na parterze i ma nie zabezpieczone okna. Jej koty są kotami wychodzącymi. Ja mam obecnie 17 kotów i wzięcie którego kolwie znich nie ma sensu, bo przy takiej ilości któw tamte i tak się nie oswoją. Jest więc pytanie. Co z nimi zrobić? Wczoraj byłam u opiekunów Sonaty. Rozmawiałam na temat wypuszczenia tam kotów, bo za ich domem jest spory teren, pola, z boku ogródki działkowe, a dalej .....droga ekspresowa.
Tam nie ma wolnożyjących kotów - i też zastanawim sie dlaczeg. Może ludzie tam mieszkający je wytępili, bo kiedyś koty tam były. Nie wiem co robić. Najlepszym wyjściem było by znalezienie im cierpliwych domów stałych, gdzie stopniowo przekonały by się do ludzi. Jednak to nie problem jednego kota, bo może na przestrzeni paru miesięcy taki dom by sie znalazł, ale 6 takich domów ? raczej w to nie wierzę.
Na kociarni też się nie oswoją, ale będa mogły sobie żyć bezpiecznie. Tylko, że w naszej działalności nie o to chodzi. Wszystkie te koty lubią inne koty. Ford jest wręcz przezabawny. Uwielbia bawic się zabawkami i układa je zawsze w jednym miejscu - trzyma porządek na strychuOprócz Linkolna, którego prawie nie widzę, bo się chowa jak ktos przychodzi na strych, pozostałe koty podchodza do misek jak się daje jedzenie, bawią sie przy nas, ale nie dadzą się pogłaskać, przed obcymi sie chowają. Jest tez problem z podaniem tabletek, czy zakropieniem oczka. Tak jak to z dzikami bywa. Mam w domu taki egzemplarz jakim jest Linkoln. To mój Azja, którego tez prawie nie widziałam jak był na strychu. W domu po paru miesiącach przekonał się do nas. Da się głaskać, przyjdzie na kolana, ale dzikośc w nim została. Boi się obcych, ucieka jak bym sie nagle schyliła. Nie wiem, czy tamte koty są aż tak dzikie, jednak póki nie trafią do kogoś do domu nie przekonamy się o tym.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], puszatek i 161 gości