Kochani moi, tak bardzo Wam dziękuję.
Jeszcze nie dawno żartowałam, że jedynym moim spełnieniem marzeń o syjamie jest wybrakowany Riddick, który po syjamich przodkach odziedziczył jedynie pełen zestaw wad genetycznych oraz specyficzny wokal i cętki błękitu zatopione w brudno pomarańczowych tęczówkach.
To te cętki, `błękitne gwiazdki`, usiłowała sfocić Mirka na swoich zdjęciach.
Kiedy przychodzili goście i zachwycali się Riddickiem, swoją opowieść o nim zaczynałam sakramentalnym: "Nigdy nie chciałam rudego kota, a jak bym już chciała, to na pewno nie wybrałabym jego."
Jego gamoniowatość była wręcz przysłowiowa. Ale w tej gamoniowatości był kotem mądrym i niezwykle kontaktowym.
Na zawsze też pozostał kociakiem, którego przyniosłam do domu.
Tak bardzo kochał Ziutkę, że gdy - po jej odejściu - pojawiła się Tila, przelał całe swoje uczucie na nowo przybyłą, wraz z bolesnymi konsekwencjami: Tila targała go jak szmatę, ciągając po podłodze, a on szczęśliwy stroszył z tej miłości ogon i wracał za każdym razem, gdy tylko go ktoś odratował z psich zębów.
Trzy lata to tak cholernie mało...
I to naprawdę jakiś okrutny żart - ten rok był dla mnie wyjątkowo zły.
Tu link do mojego wątku rezydentnego, jeśli ktoś chciałby poczytać:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=41357