Te zdjęcia nie oddają stanu Majki. Tzn, jest chudym wypłoszem z chorym okiem, dziś jak kichnęła, poleciał za przeproszeniem gil takiej długości, że nie wiem jak " to " się zmieściło w takim małym nosku. W dalszym ciągu nie mam pewności i nie chcę zapeszać, ale zdjęcia nie oddają stanu ducha Majeczki. Nie byłam jak ją przynoszono do schroniska, ale miała opinię dzikusa, nie współpracowała zbytnio przy karmieniu. Zresztą, kiedy zjawiła się u mnie w domu, też byłam przerazona, to kot, który chwytał zębami przy próbie wzięcia na ręce, warczał. Przenosiłam ją w rękawicach zimowych "góralskich" z jednym placem, takich grubaśnych.
Pewnie to kwestia rujki, ale Majeczka jest innym kotem, od dwóch dni pozwala się brać na kolana, tuli się, barankuje, sadowi na kolanach, mruczy, jest radosna. Oprócz czystej radości odczuwam też pewnego rodzaju ulgę, że nie trzeba to wszystkich zabiegów klękać na podłodze w mikrołazience. Maja pozwala sobie zakraplać oko, nawet znois Atecortin do nosa. Znowu je.
Cieszę się z Majeczki, bo co ma być to będzie,ale teraz jest zadowolona.
Ale serce mi się kraje, kiedy myślę o innych kotach, które tam zostały, O Nince, która już nigdy kocich skrzydeł nie rozwinie.
Nie będę pisać, że to czysta przygoda i radość, trzymać kota w łazience, ja dzięki Bogu mam jeszcze weterynarzy, którzy bardzo mnie wspierają w opiece nad kotami, ale może ktoś ma miejsce, odrobinę czasu i chciałby dać szansę tamtym kotom?







