a tak wogóle jestem już a może dopiero:roll:
ranny telefon do schronu ustawił mi dzień pod kątem kotów. Połamany kocurek oczywiście już nie żył, ponoć jego stan pogarszał się z godziny na godzinę
W sobotę usłyszałam również o maluszku, 4-tygodniowym z KK więc o niego zapytałam, stan tez nieciekawy: "jeżeli ma pani gdzie to proszę wziąć". No to już wiedziałam, że do popołudniowej wizyty kontrolnej Lusi i Tolki dołączy koci maluch.
W międzyczasie wysłałam zapytania do Justyny i Kinyi odnośnie ewentualnej pomocy dla maluszka pod kątem DT, bo nie bardzo dla pojedynczego i niejedzącego samodzielnie pasował mi hotelik. Kinya nie miała możliwości ale u Justyny się zmieścił. Maleńka, czarniutka Kasia z pysiem pozaklejanym ropą Tak się tuliła jak wzięłam ją na ręce.
Dr Orzeł osłuchał, oskrzela, płuca czyste, zaordynował do oczek gentamycynę i podskórnie ceporex, na szczęście Justyna ma weta w bloku więc nie ma problemu z codziennymi zastrzykami. Maliznę trzeba karmić, bo sama nie bardzo umie i z zatkanym noskiem nie bardzo też chce. Ja to chyba sobie kozę kupię, bo kolejny maluch będzie na kozim mleku chowany . A w ogóle to Kasieńka została przywieziona do schronu 16.05, znaleziona sama na ulicy, może gdzieś się zgubiła mamie.
Z Tolką co raz lepiej, zastrzyki jeszcze przez tydzień. Lusia ma odstawione, zawiozłam ją do Chirona, bo ma nie mieć kontaktu z chorymi, odczekać tydzień, ciachamy i wraca do siebie.
W między czasie (skąd mi się bierze ciągle ten "międzyczas"?) miałam gorącą linię z opiekunką mojej Nikusi Miaucikówny, która miała w czwartek sterylkę, Nika się troszkę rozpruła i p. Jessica panikowała, zresztą słusznie, ja później też. Skończyło się na tym, że przed 23 pojechałam z Niką na dyżur do Krakvetu (chyba sobie coś u nich wynajmę), doktor zaaplikował antybiotyk, popsikał srebrzanką, zakupiliśmy profesjonalny kubraczek, coby Nikusia się nie wypatroszyła do końca i wróciłam w końcu do domu..