A ja właśnie po raz pierwszy trafiłam na ten wątek.
Selka mi przypomina jako żywo Maję... Maję, którą miałam w domu pod koniec zeszłego roku, razem z jej bratem, Guciem. Potem oboje adoptowała moja Mama - dziś mają już ponad 10 miesięcy.
Gucio jest "normalny". Tzn. wg mojej Mamy jedyny i wyjątkowy

, ale normalny, w sensie - zdrowy.
A Maja - Maja jest starszą wersją Selki. Też od początku nie chodziła. Nie będę opisywać objawów, ani historii leczenia, bo powtarzałabym historię Selki modulo kokcydia, których u nas nie było (chociaż mam wrażenie, że Majka dostawała też Nivalin(?)).
Maja nadal jest niepełnosprawna. Zwykle nie potrafi przejść więcej, niż 3 kroki, zanim się nie przewróci. Ale mimo to potrafi dogonić Gucia - kangurzymi skokami
Chodzi sama do kuwetki - czasem się upaprze, ale na ogół jest OK. Muszę przyznać, że ja jej nigdy nie wysadzałam - najwyżej myłam po fakcie, jak była taka potrzeba. Maja sama kombinowała - miała fazę załatwiania się na leżąco, podciągała wtedy tę nogę, która leżała pod spodem, żeby jej nie obsiusiać. W tej chwili udaje jej się już ustać w kuwecie na bardzo szeroko rozstawionych łapkach.
Sama je, nie trzeba jej trzymać przy misce. Jak się zmęczy - kładzie się na boczku i je dalej.
Czy Selka używa ogona do podpierania się? Bo Maja ciągle i naprawdę wygląda przy tym, jak kangur
Maja jest drobniutka, dwa razy mniejsza od swojego brata (ale trzeba przyznać, że z Gucia zrobił się gigantyczny kocur

).
Ale najważniejsze jest, że Maja jest szczęśliwym kotem. Bryka wesoło, wspina się na meble (używając pazurów - biedne meble

), jak chce się pomiziać, to daje głośno znać, a jak nie chce się miziać, to potrafi bardzo energicznie "sobie pójść". Bawi się z bratem i rządzi w domu. O!
Ich wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=51044
Edit: właśnie w ramach wspomnień poczytałam sobie tamten wątek i widzę, że o leczeniu to prawie nic nie pisałam... Zwłaszcza od momentu, kiedy się okazało, że to nie tylko złamane żebra.