» Czw wrz 27, 2007 9:26
Prawde mowiac, to nie wiadomo, gdzie jest dom AnToski, czemu sie zgubil i nie moze znalezc. AnToskajuz ponad rok trwa w zawieszeniu majac dom - nie dom. Bedac kotem czyims tylko na jakis czas, w formie przejsciowej, tymczasowej, nienastale.
Prawde mowiac, AnTonina wciaz jest kotem bezdomnym. Mimo pozornosci domu tymczasowego, gdzie dach nad glowa, wlasna miseczka i reka do glaskania. To nie jest dom prawdziwy. AnTosia wie, ze wlasny dom, to indywidualnosc. To posiadanie wlasne. To czlowiek, o ktorym mozna powiedziec "moj". To czlowiek, ktory o swoim kocie powie "moj".
To wiez, ta niepowtarzalna wiez miedzy czlowiekiem i kotem i poczucie, ze naleza tylko do siebie i zyja dla siebie.
AnTosia wie, ze zyje w prozni. W zawieszeniu miedzy "domowy" a "bezdomny". Wie, ze tak naprawde jest niczyja, mimo dachu nad glowa, wlasnej miseczki i czulej reki miziajacej po glowie. AnTosia czuje, ze nie ma tu miejsca na indywidualnosc. Tu jest grupa, a w grupie drobniutka AnTosia ginie. Zaciera sie zupelnie.
AnTosia marzy o domu wlasnym na stale, idywidualnie. Gdzie doceniona, zauwazona i zrozumiana rozwinie sie i pokaze, jaka jest slodka. Gdzie nawiaze niewidzialna nic porozumienia ze swoim czlowiekiem i odwdzieczy sie cala soba.
Teraz AnTosia gleboko chowa w sobie swoje zalety. Bo wie, ze wiszac w prozni nie ma sensu rozwijac siebie. W prozni nic nie rosnie ani sie nie rozwija. W zawieszeniu pomiedzy sie czeka. Tylko. Chowajac gdzies w sobie tesknote, przyjazn, otwartosc. Czeka.