Razem z ciepla wiosna w Chestera jakby maly diabel wstapil. Wiem, ze nie szalal tak nawet, gdy byl malym kotkiem. Owszem bawil sie, ale zeby urzadzac szalone galopady i przez duza czesc dnia byc ruchliwym, wszedobylskiem kotem, to bym nie powiedziala.
W ramach kuracji wynosze go na slonce, oczywiscie uwiazany biedak, ale na dlugiej lince i z oka nie spuszczany.
Apetyt dalej taki sobie, zwlaszcza na mokre, niby sie rzuca, troche podziobie i wystarczy. Za to suchy Biomill dla wybrednych to jest to.
Lapka chyba wreszcie odpuscila. Chyba pojdziemy sie zwazyc w przyszlym tygodniu.
Chester daje sie we znaki naszym psom. Zwlaszcza nowa suczeke, Lare traktuje jak worek treningowy. To cud, ze ta panna jest tak anielsko cierpliwa. W koncu nie wychowywalam tego psa od szczeniaka. Jest u nas miesiac i nie wiedzialam czego sie po niej spodziewac. Biedna miala juz krwawe rany na pyszczku, po ''zabawach'' Chestera.
