Teraz wiem - jak to jest, kiedy kota budzi w nocy. Po jedzenie, po jedzenie, zołza jedna!

A było to tak.
Tośka raz dziennie i raz w nocy budzi się z płaczem, tak krótko i cichutko, zazwyczaj z głębokiego snu. Od razu ją biorę i tulę, i się rozmrukuje. Myślę sobie wówczas, że te wszystkie przeżycia z niej właśnie wtedy wychodzą, budzi się przestraszona...
Dziś w nocy. Jakoś tak koło 3:00. Budzi mnie cichutkie miauczenia, ale nawet mnie to zdziwiło, bo nie przestała po 2-3, tylko dalej, cichutko.
Wstaję, myślę sobie, utulę ją, to puszyste ciałko kochane... Ale zanim ręka sięgnęła, Tośka bach, bach truchtem do kuchni i na blat, i mruczeć! Uznałam jednak, że tycia dosyć, i w nocy kolejnej porcji mokrego nie dostanie, bo dużo zjadła w dzień, więc pogmerałam jej palcem w miseczce z suchym, i Tośka rzuciła się jak Zelmer. W akompaniamencie mruczenia głośnego. I tuptania. Zachwyt pełen.
Czemu sama nie wskoczyła i nie zabrała się za suche, nie wiem. Może zapomniała, że jest? Albo w nocy ciemność jej przeszkadzała, żeby wskoczyć.. Dziwne, ale prawdziwe.

No, najpierw myślałam, że pokroję ją w talarki i wrzucę do miseczki "na jutro", ale ten zachwyt w jej patrzałkach, to murmurando...!

Kochana jest, że hej!