Maluszki są bardzo ruchliwe, wszędzie ich pełno, wchodzą gdzie tylko się da, pętają się pod nogami. Tak śmiesznie biegają z ogonkami antenkami postawionymi pionowo. Wczoraj mieliśmy zajęcia przedszkolne. Lekcja pierwsza: nauka jedzenia kaszki ryżowej. Wynik: futeka upaćkane, łapki całe w kaszce. Tylko Czibob, mój bohater, wiedział co trzeba zrobić z kaszką na spodeczku. Pokazałam mu na paluszku, a on zaraz sam zaczął jeść. Reszta rodzeństwa umiała tylko wchodzić w kaszkę nogami, ewentualnie powąchała i odchodziła.
Dziś przed pracą (i znowu się spóźniłam) była lekcja druga. Czibob wcinał z apetytem, jeden z kociaków liznął ze dwa razy, drgi ignoruje cały czas kaszkę, woli cyca Mamuśki.
Eh, dziś po pracy lekcja trzecia. Może jakieś rady?
