Nie wiem czy opowiadałam...
Ale moja Kiciunia miała sterylke raczej "staromodną"
Duzo ryzykowałam i teraz już nie jestem w stanie tak zaryzykować i inaczej będę podchodzić do sterylki czy kastracji...
Kicia miała znieczulenie domięśniowe. Dostała po prostu zastrzyk i zasnęła. Wtedy wyszłam z gabinetu.
Gabinet nie miał oddzielnej sali operacyjnej, to był ten sam stół, co są badani inni pacjenci
Ale wet dobry, przejmujący się losem kotów (on w ogóle chyba koty kocha...). Ale bałam się..
Po godzinie wróciłam po Kicię..
Jak weszłam do gabinetu, to jeszcze była nieprzytomna, rozłożona na plecach, z posrebrzonym, wygolonym brzuszkiem.. Nóżka jej drgała, a to znaczyło, że się wybudza...
Wpakowałam Kicię do transporterka i udaliśmy się do domu...
W drodze powrotnej zaczęła się na serio wybudzać.. Zaczęła interesować sie ranką i pysio zbliżała do brzuszka, tak więc niemal zawału dostawałam...
W domku z Mamą uczyłyśmy jej Kubraczek z kawałka szmatki...
A potem horror... biedna, zataczająca się Kiciunia nie rozumiała, dlaczego nie chcemy jej dac jeść i dlaczego jej sie kręci w głowie..
Posiusiała się pod siebie.. Leciała przez ręce... Chciała skakać na taboret, a ja musiałam ją pilnować, bo by sobie główkę rozbiła...
Wieczorem było już lepiej, doszła do siebie, nie kręciło jej sie w główce.. Była jednak bardzo nieszczęśliwa przez ten kubraczek..
Próbowała przez niego dostać się do rany.. A rana, z tego co wiem, była duża, około 5 cm brzusia, jakieś 10 szwów...
Potem było juz lepiej. Odzyskała apetyt i sprawność, tylko jej kubraczek przeszkadzał...
A po tygodniu poszlismy z Kicią do zdjecia szwów. Wet odkrył, że jeden szew jakoś sobie wyciągnęła

Ale reszta była na miejscy i nawet jej nie bolało wyciąganie (szwy nierozpuszczalne, jak łatwo sie domyślić)
A później, po zdjęciu kubraczka, już wszystko wróciło do normy i było naprawde dobrze
Cieszę się, że Kicia to tak dzielnie zniosła
