Panna, ktora mie bila...taaaaaa, okazalo sie ze to...KOCUREK

TAKI NUMER NAM ZROBIC, WIECIE CO!!!!! no nic, zostal wykastrowany i wypuszczony na wolnosc. Dziewczynka z dziury zostala wycieta, dochodzi do siebie po zabiego w przytulisku, byc moze jusz jutro bedziemy mogli ja wypuscic, zaleznie od tego jak wyglada rana.
Ratita czuje sie bardzo dobrze i ma wieelki apetyt!

Do domu przynioslam dwa tymczaski :Bizquit (zezolek), i Bosco (tygrysek), niesety obydwoje w strasznym stanie psychnicznym. Bizquit moze i na ulicy wyglada niewinnie, w domu zamienia sie w dzika furie chcaca przedrapac sie przez sciane, bijlaca z lapy (z pazurami), plujaca na czlowieka
Bosco to taki "glupeczek" slowa, przepraszam MIAU nie powie, patrzy na mnie tymi slepkami: "dlaczego mi to robisz?"- pyta. "To wszystko dla ciebie kochanie" odpowiadma mrugajac po kociemu.
Corka i Nueve zostaly na noc wydalone z pokoju (sory dziweczynki

), zostawilam roznorakie jedzenie, wode i kuwete. Otworzylam trasporterki i poszlam spac. Nad ranem ( o 3-4) zaczely sie jazdy czyli wycie i wspinanie sie po scianie. Zajrzalam raz zeby zobaczyc o co chodzi-to Bizquit doznala kociego opetania.
Kiedy dom opustoszal (corka poszla do szkoly), poszlam do kociakow zobaczyc jak sobie radza. Zobaczylam Bosco wcisnietego miedzy szafe a sciane, Bizquit pod materacem (nie pod lozkiem-POD MATERACEM), sprawdzilam miski (ubylo), w kuwecie tez cos, materac z duzego lozka zasikany. Ok, troche ogarnelam i dalam kotom spokoj. Po okolo 2 godzinach weszlam zeby zobaczyc i porozmawiac z kotami. Niestety dialog sie nie udal

Bizquit ostentacyjnie pokazala ze nie ma ochoty mnie widziec, Bosco tylko patrzyl na mnie.
Dzis drugi dzien kiedy parka siedzi w pokoju corki. Niestety nic nie zostalo zjedzone przez cala noc do teraz. Porozkladalam jedzenie po calym pokoju (parowki, rybka, mokre, suche), nic nie zostalo ruszone.
Zeby zobaczyc kondycje kotow, musialam podniesc materac. W trakcie tej czynnosci zaprosilam do pokoju Meloslawa, ktory dziala bardzo kojaco na koty gruchaniem.
Mozecie zobaczyc na zdjeciu , jak Meloslaw podchodzi do Bosco i daje mu "buziaczki" zas Bosco wcale sie go nie boi.


Niestety kiedy probowalam sie zblizyc, Bosco zwial.
Bizquit znowy wcisnela sie w szpare i za nic nie chciala poznac Meloslawa. Ten nawet polozyl sie koloniej, lecz biedna jest przerazona cala sytuacja, nie ma ochoty na zadne znajomosci.



Po konsultacji z weterynarzem, postanowilismy poczekac do jutra i jesli koty nie zaczna jesc-wypuszcze je na koci ogrod, tam gdzie byl wysyp Ruskow. Jest to uliczka dalej od domu Noego, wiec koty znaja teren.
Strasznie mi przykro z tego powodu, ale szczerze mowiac nie mam zamiaru zgrywac bohatera, ktory potrafi kazdego dzika zamienic w kanapowca, zas ucierpiec moga na tym zwierzaki. Nie mam zamiaru za wszelka cene, za cene ich zdrowia, udomawiac je na sile. Niestety, ale tak to wyglada...