Dziękujemy za życzenia. Bardzo się przydały.
Najkoszmarniejsza była wigilia. Dzień wcześniej pojechałam z Emilem na wieś, bo już dzieci tam były od tygodnia i tęskniły, nie mogłam zwlekać.
Emil czuł się bardzo źle, nie kontaktował, leżał zwinięty w rogalik, telepało nim, miał po 4 ataki padaczki nawet w godzinę, przestał pobierać pokarm, poraziło mu przełyk. W wigilię nadal nie jadł, wsadzałam mu jedzenie prawie do gardła i tym sposobem w ciagu dwóch dni zjadł kilka kulek karmy.
Wszyscy krzyczeli na mnie, że mam go uśpić, bo go męczę, a ja nie wyobrażałam sobie życia be niego. Na godz. 13.00 byłam umówiona ze znajomym wetem na eutanazję, bo potem zaczynało się wolne i brak lekarza w odległości kilkudziesięciu kilometrów. Jednak miałam jeszcze jeden pomysł. Pani Halinka rehabilitantka opowiedziała mi o stosowaniu Acardu u kotów, że jej kotu pomógł, kiedy nic innego nie pomagało. W sytuacji, kiedy jedynym wyjściem była eutanazja, postanowiłam jednak też zaryzykować i spróbować.
Wysłałam więc TŻ-a do jeszcze czynnej apteki w pobliskim mieście. Wrócił o godz. 12.00, a za godzinę miałam być u lekarza. Ryczałyśmy z córkami kilka godzin i w ostatnim momencie odmówiłam lekarza, który już po godzinach na nas czekał

. Jednak było warto
Po acardzie Emil wrócił do życia i najpierw puściło mu przełyk, potem ustapiły ataki. Miał przedwczoraj ostatni, znowu kontaktuje, wodzi wzrokiem, chce się bawić i jest zainteresowany wszystkim wkoło.
Emilek pozdrawia wszystkich
