Jeszcze na dobranoc coś Wam powiem.
Dzwoniła dr.Ewelinka do mnie wieczorem. Powiedziała, że nie chciała mnie martwić, ale dzisiaj był taki moment, kiedy kocio leżał jak nieżywy i prawie już zdecydowała się uśpić kotka chcąc skrócić jego cierpienie.
Podeszła do klatki aby go jeszcze obejrzeć i zbadać. Otworzyła ją a kotuś stanął na równe łapki i wyszedł z klatki, jakby chciał pokazać, że on przecież chce żyć. Jakby rozumiał, czuł, nie wiem jak to określić. Po tym zdarzeniu dostał tego kurczaka, którego spałaszował z wielkim smakiem, następnie zadowolony położył się i trawił
To już mój drugi taki przypadek. Pierwszy miałam z moim Baronikiem, kiedy to umęczony straszną walką z pp i tysiącem przy tym innych chorób już poddawał się, temperatura niemierzalna, kocik mi odchodził.
Wet dał mi pół godziny na pożegnanie się i decyzję. Widziałam co się dzieje z kotem, więc nie było już wyboru. Poszłam zaryczana do lecznicy z kociem w transporterku, wet go ogląda, jeszcze mierzy temperaturę i zrobił dziwną minę. Kocio wracał do żywych, temperatura się podniosła, zaczął reagować, jakby budził się. Potem było jeszcze długie leczenie, ale było już coraz lepiej
Coś w tym musi być, zwierzaki są nieprzewidywalne.
I niech mi ktoś powie, że chorego zwierzaka lepiej uśpić. Oczywiście trzeba, ale najpierw musi mieć szansę bo skutków tej decyzji już nie da się cofnąć.
Przeciwna jestem eutanazji, ale również patrzeć na bardzo chorego i cierpiącego zwierzaka nie mogłabym. Jeśli nie ma żadnej już szansy, niestety trzeba podjąć tą decyzję. Często jednak ta granica pomiędzy życiem i śmiercią jest bardzo delikatna, można się pomylić.
Ale tutaj nasz czarnuszek wyraźnie pokazał swoje ja, podobnie jak kiedyś mój Baron.
Baron jest moim najukochańszym skarbem, słodkim kochanym kocurkiem. Czarnuszek też takim będzie
Czekam do jutra, a właściwie dzisiaj za jakieś 8 godzin na dobre wieści
