Nie kroi, robi po kosztach. Ale to wychodzi tak, że w poniedziałek 3 x odrobaczanie na kark (na nicienie, pchły i świerzb) - normalnie kosztuje 30zł/kot, ale panie mi zjechały z ceną, do tego małe koty po dwa zastrzyki. I krople do oczu oraz żel. Moja Luna tabletki na odporność, bo ona już ma paskudną pamiątkę po herpeswirusie i nie jest powiedziane, że nie podłapie od nich. Dzisiaj każde z młodych po dwa zastrzyki - i tak wziął mało pan doktor, bo po 20zł od głowy.
Tylko jak to podliczyć, to póki co to weterynarz niecałe 200zł, do tego paliwo do Gdańska 50zł, karmy nie liczę. Pan doktor powiedział, że jeśli będę chciała je zostawić, to postara się dla mnie o bezpłatne sterylki. W Gdańsku z kotami nie będę, a jak mam specjalnie jechać samochodem, to te 50zł za wachę wyjdzie mi drożej, niż różnica w cenniku weterynarzy. I muszę przyznać, że jak widzę wszystko, co państwo z kliniki zrobili dla sierściuchów, to i tak dużo mi obniżają.
Tak naprawdę, to trochę pomarudzę, ale się zepnę i wezmę w garść.

Znajdę jakieś nowe zlecenie, może coś na allegro pójdzie, to się wszystko da wykombinować. Zwłaszcza, że nagrodą jest sen buraska na moich kolanach - kota, który jeszcze niedawno fukał, jak wchodziłam do łazienki.
