Cffaniak jest tajfun, półdiable, wariatuńcio. Znalazł sobie nową zabawę - wędrówki po karniszu. W kuchni mam takie drążki z kółkami, gania po nich jak cyrkowiec

No i zaczepia Ryżego. Ryży na niego syczy, on nic sobie z tego nie robi, jak trzeba przebiec po Ryżym albo odbić się od niego do skoku w górę, to wykorzystuje Ryżego jako trampolinę z dodatkowymi efektami dźwiękowymi. "Syczysz na mnie? Super, bawimy się dalej!"
Pompon jest delikatny i nieśmiały, najchętniej cały czas spędzałby u mnie na rękach. "Kocyk zjechał z półki przy próbie wskoczenia? Nie, nie będę więcej próbował, lepiej położę się na dole. Nakładasz mi do miski? O, to miłe, mogę już jeść? Fajnie się leży w umywalce, ale jeśli ci przeszkadzam, to położę się w kuwecie, proszę bardzo."
Cffaniak z pewnością był kotkiem domowym. Przemawia za tym fakt, że dzieciaki jakieś z nim chodziły i szukały mu domu.
A Pompon? Mógł być dzikuskiem, choć nie mam pojęcia, skąd mógłby przyjść sam jeden. Na zdrowy rozum, jeśli gdzieś niedaleko byłaby kotka z kocięciem, to zauważyłabym jedno i drugie. A on był samiutki. Początkowo był za słaby, żeby się bać, mam wrażenie, że było mu wszystko jedno, co się z nim dzieje. I przez to się przyzwyczaił do mnie.