Byłam dziś u Pandusia. Jest fenomenalny! Bardzo żywiołowy i radosny(!). Bawi się piłeczką, foliową reklamówką, biegnie do dłoni, podgryza i poluje. Po prostu kocię.

No i na pewno ma silny charakter - burczy, kiedy mu się grzebie przy misce albo koło niego, gdy je.
Jest drobny, ale już nie chudzina. Oczodoły wyglądają ładnie, no ale są pod stałą kontrolą. Bidny, aż stracił sierść poniżej oczu, od tych wszystkich wycieków.
Brać i kochać.

A co do wątpliwości z wielu postów: Wydaje mi się, że ten kot nie da sobie w kaszę dmuchać. Jest naprawdę silny, ciałem i duchem.

Przy okazji: ujęła mnie za serce sąsiadeczka rówieśnica z klatki obok. Znajdka po amputacji jednej łapki, a przed kolejną operacją (paskudzi sobie kikut, bo się na nim opiera). Dzikawa, syczy brana na ręce, ale natychmiast się uspokaja. Zaciekawiona, mimo lęku przyszła do drzwiczek klatki, no i podobno dziś zaczęła się bawić (wg wet pod względem psychicznym z nią krucho). Śliczna maleńka pingwinka.
Jest tam też przepiękna dorosła krówka, duża i puchata (z pełnymi, puchatymi policzkami), bardzo mądrymi oczami. I z kikutem ogona. Nie miauczała, ale mało przez pręty nie przelazła, żeby tylko ją głaskać.

Kot, który z kolan nie zejdzie, byleby ktoś ją zechciał.

Ciekawa jestem, jak ona traktuje inne koty - nie zdziwiłabym się, gdyby była zaborcza wobec człowieka.
A gdyby ktoś chciał psa, z Pandusiem od wczoraj mieszka też znaleziony przy autostradzie, wycieńczony dropiaty nieskopodłogowiec.
Cztery bezdomne skarby w wielickiej lecznicy....